Otóż, niełatwa relacja przyjaźni i irytacji utrzymuje mnie od lat przy krótkim programie wiadomości ze świata, który nazywa się stosownie The latest five minute news bulletin from BBC World. Od dłuższego czasu połączony jest z inną pięciominutówką o czymkolwiek, ale jedno kliknięcie po 5 minutach przywraca stosowny format i po drobnym, paruletnim treningu wie się jak interpretować to, co tam opowiadają. A opóźnienie w stosunku do tego, co puszczają na żywo, jest nieduże, rzędu 2 godzin.
Czasami, najczęściej w piątki, coś tak wysiada – to jest normalka, czemu BBC ma mieć lepszych informatyków niż inne instytucje – ale po paru dniach rzecz wraca do normy. Ale raz nie chciała wrócić.
W piątek, dwunastego sierpnia, zacięło się na godzinie 23:00 tak solidnie, że i po tygodniu nie było aktualizowane. I choć nie jestem amatorem pisania formularzy, wypełniłem stosowny, po przeciśnięciu się przez plik niestosownych, w naiwnej wierze, że może oni tam nie wiedzą, co czynią. Automatyczna odpowiedź, żeby nie odpowiadać i że odpowiedzą szybko, przyszła natychmiast.
Brytyjskie szybko trwało prawie dwa tygodnie i wczoraj dostałem odpowiedź mówiącą, że nie mogli podawać wiadomości „ze względu na prawne ograniczenia, bo programy zawierały treści dotyczące Olimpiady. A teraz, po zakończeniu Olimpiady, wszystko wraca do normy” (the content is unavailable due to rights restrictions as the programmes contain content from the Olympic Games. Now as we are past the Rio Olympics, things will return to normal.)
W planie szczegółowym, znalazłem sobie inną stację po swojemu świat wyjaśniającą. A w planie ogólnym zabiorę się za studiowanie tego geniusza, Franza Kafki.
Bo oni tam mają jakieś specyficzne standardy, trochę podobnie nie można obejrzeć ani kawałka bramki na BBC World, zwykle pokazują piłkarzy schodzących z boiska, bardzo emocjonujące. Ale chyba nie chcę wiedzieć dlaczego.
A mnie się widzi, że to dalszy ciąg tego co się zawżdy wydarzyło, a mianowicie dopuszczenie, pierwszy raz w historii, zawodowej drużyny (koszykarskiej z NBA) do rozgrywek w ramach Olimpiady. Potem, to już właściwie odpuściłem sobie zdziwienia. W sensie rozumiem, nie wiem czy akceptuję, ale na pewno nie dziwię się już takim kwiatkom.
To pięciominutowe streszczenie świata to radio, nie telewizja! Cyrk z zablokowaniem obrazu ilustrującego wiadomości „olimpijskie” w tv ze stacji z innego kraju też poznałem – głos opisywał, a napis wyjaśniał, że nie zobaczę ze względu na ograniczenia licencyjne. Ale tu było ograniczenie głosu i to nie tylko na temat istotnych zmagań w Rio de Janeiro, ale wszystkiego, co przez kilkanaście dni działo się w świecie.
A jednak uniosłą mi się brew…
Akurat pacnąłem linka i nawet się dziwiłem że wolisz powoli słuchać niż szybko przeczytać. Ale uznałem że może w samochodzie. Tak czy owak obstawiam że chodzi o jakieś opłaty czyli pieniądze. A nie żeby Ciebie skonfudować.
Na początku, dla oczyszczenia przedpola, oświadczam, że mało co irytuje mnie bardziej niż różnego rodzaju zawody sportowe. Owszem, uważam, że dla osób nie mających wiele wspólnego z pracą fizyczną, jakaś forma aktywności fizycznej jest niezbędna żeby utrzymać ciało w formie i sprawności, ale jedyną formą gratyfikacji jaką ta aktywność powinna generować to satysfakcja z pokonania własnego lenistwa. Sport zaś wyczynowy to najprostsza droga do kalectwa, obojętnie czy osiągniętego na drodze kontuzji czy przedawkowania anabolików.
Mój stosunek do olimpiady i pochodnych najlepiej ilustruje rysunek Jana Kozy z Polityki. Swoją drogą widziałem gdzieś w internecie wywiad z jednym z naszych zakoksowanych sztangistów: od przedawkowania sterydów pryszcze na twarzy jak u nastolatka, mówi (nawet jak na sportowca) wyjątkowo nieskładnie, więc słychać, że i mózg uszkodzony, ale mówi, że on niewinne dziecię i ofiara spisku. Czytałem gdzieś jakąś wypowiedź anonimowego trenera sztangistów, że zakoksowanie poprawia wynik o jakieś 20-30 kilogramów, więc niekoksujący nie mają szans, a chodzi tylko o to, żeby się nakoksować albo środkiem (jeszcze) niewykrywalnym, albo w sposób niewykrywalny, ewentualnie sprawnie podmienić siuśki (są podobno w użyciu sztuczne penisy ze zbiorniczkiem). Nie wiedzieć czemu z wszystkich miejsc na świecie nasi sztangiści pojechali na „obóz kondycyjny” przed olimpiadą do Osetii Południowej? Ależ wiedzieć, wiedzieć – tam trudno o niezapowiedzianą wizytę laborantów antydopingowych. Zresztą sztangiści to tylko wierzchołek góry lodowej – cały sport wyczynowy się na tym opiera: a to sterydy, a to transfuzje krwi, a to pierwsze trymestry ciąży w trakcie ważnych zawodów.
A teraz ad rem. Na początku myślałem, że ktoś może czegoś nie zrozumiał,, wyciągnął mylne wnioski (z czym skojarzyła mi się anegdotka, która w przypisie), albo po prostu przykrył własne niechciejstwo rozszerzającą interpretacją jakichś ogólnych wytycznych. Ale chyba oni tam w BBC nie są aż tak tępi, więc może te restrykcje miały charakter geograficzny? W sensie, że BBC na mocy jakichś ustaleń nie mogło informować Brazylijczyków (czy może jakichś innych nacji też?) o tym, co się dzieje u nich na olimpiadzie? A nie chciało im się robić odrębnego serwisu, więc dla ułatwienia wyłączyli w ogóle. Czy sprawdzałeś czy może poprzez jakieś DNS proxy można się do tego zassać?
Swoją drogą, nie mając telewizora jestem na bieżąco z aktualną produkcją BBC, poprzez zmuszenie mojego komputera do udawania, że jest w Wielkiej Brytanii. Gdy jednak chcę kupić jakieś archiwalne programy poprzez BBC Store, moja karta kredytowa jest odrzucana, gdyż nie jest przypisana do brytyjskiego adresu. Opłata poprzez PayPal też nie dochodzi do skutku, bo system rozpoznaje, że karta połączona z kontem na PayPalu jest niebrytyjska. A przecież, skoro chcę kupić, to dla sprzedającego powinno być ważne, że jest klient, a nie skąd jest.
A teraz obiecana anegdotka. Dawno, dawno temu odwiedzałem kolegę, który judymował na prowincji prowadząc lokalną gazetę, jakiś „Głos Krotoszyna” czy „Echo Gostynia”. Trudno mi to wydatować precyzyjnie, wydaje mi się, że były to lata 90, raczej wcześniejsze niż późniejsze. Kolega właśnie negocjował przez telefon z redakcją ‚Rzeczpospolitej’ jakieś przedruki materiałów dotyczących Włoch (czy może Watykanu) i jego rozmówca zakończył rozmowę słowami oddzwonię później, muszę się skonsultować z Moskwą. Kolega, uważając że wpadł na trop odpowiednika afery Watergate, bardzo był podniecony i zbulwersowany, że ładnych kilka lat po upadku komunizmu, wciąż na Kremlu decydują o tym, co można drukować w Kościanie. Następnego dnia zadzwonił do mnie, że Moskwa to nazwisko dziennikarza, którego tekst miał być przedrukowywany.
kwik – wolę czytać niż słuchać (w samochodzie myślę tylko i wyłącznie o prowadzeniu, to znacznie podnosi szanse na przeżycie), ale musiałbym wiedzieć kto robi za Łapę. Tak to było przełożone na polski? Chodzi mi o ten dialog z Toy Story, gdy Buzz pyta ” Who’s in charge here?” a figurka odpowiada: „The claw is our master.”
Bo to 5-minutowe streszczenie ma zaletę, że nie rozklikuję się po dziesiątkach stron, a jak jakaś wiadomość wydaje się istotniejsza, szukam jej w google’u a nie w BBC. Ale i tak co ważniejsze rzeczy podsuwają znajomi skajpem, komentatorzy na blogu, ludzie z G+, przypadek.
Michał, o sporcie to tyle mam do powiedzenia: kiedyś brazylijska siatkówka była w rozkwicie a superkwiatkiem był serw dokonywany przez niejakiego Bernarda (on czy nie on wymyślił to, mniej ważne), zwany „Jornada nas Estrelas” (Star Trek): tak wysoko jak się da i jakoś podkręcając piłkę. Spadała z szybkością 70 km/godz i z lekko nieprzewidywalnymi zamiarami. Ale za każdym razem gdy miał serwować, zbliżał się do stojaka z ręcznikami (a nazwa ich była z daleka widoczna) i starannie suszył ręce. I podobno drużyna brazylijska zaczęła przegrywać, bo z kupy pieniędzy, które dostawał za osuszenie się nie odpalał nic kolegom. I w zasadzie dlatego tak siatkówkę jak i inne sporty (tajniki których jeszcze nie dotarły do ludu) mam gdzieś i tylko zdumiewa mnie, że trzeba było zaledwie kilkudziesięciu lat, by z rzekomo szlachetnych idei jakiego tam arystokraty zrobić tak kompletne bagno finansowe i szowinistyczne.
@babilas:
„A przecież, skoro chcę kupić, to dla sprzedającego powinno być ważne, że jest klient, a nie skąd jest.”
To jest Michale bardzo ciekawa hipoteza. Niestety tak media nie funkcjonują nowadays. Spróbuję wyjaśnić. Otóż wszyscy aktorzy procesu produkcyjnego produktu medialnego (dalej zwanego promedem) są wynagradzani przez BBC zgodnie z zawartą umową. W umowie zawarty jest taryfikator. Taryfikator zależny jest od obszaru dystrybucji. Innymi słowy: nawet jeśli BBC posiada prawa do promeda to nie może promedem dowolnie dysponować bo naruszyłaby wówczas umowę z podwykonawcami. Ci bowiem jeśli w umowie zawarty jest jedynie national broadcasting otrzymują mniej pieniędzy niż gdyby planowane było rozpowszechnianie globalne. Innymi słowy: podwykonawca BBC dokonał scedowania swych praw do promeda na rzecz zleceniodawcy ale szczegóły praw i obowiązków obu stron reguluje umowa. Najwyraźniej nie ma tam modus operandi pt. „robie co chce bo moje i kto mi podskoczy”. Czyli metody postępowania wg. której obecnie w RP obsadza się kierownicze stanowiska w stadninach.
I to chyba różni BBC od parlamentarzystów partii rządzącej w RP i polskiego rządu: oni po prostu przestrzegają reguł i ustaleń nawet gdy nieprzestrzeganie byłoby w tym przypadku bezkarne i by się bardziej opłacało.
Cóż, komuś się brew uniosła, a mnie oczy otworzyły, telemachu. Dzięki. Przy sposobności opowiem Ci jak sprzedawałem prawa autorskie firmie Apple. I – przy okazji – uprzejmie donoszę, że Państwo Polskie rozprawi się wreszcie z tymi jaskiniami piractwa, jakimi są biblioteki i wypożyczalnie książek. Otóż na mocy ustawy i stosownego rozporządzenia będą płacić autorom za wypożyczenia książek z bibliotek publicznych. Trzeba się tylko zgłosić, że się chce dostawać grosiwo. Już się zdziwiłem, że mamy wszystkie biblioteki zinformatyzowane na tyle, że można te dane pobierać, ale nie, nie: wybrano próbkę 60 – słownie: sześćdziesięciu – bibliotek (u mnie, w Wielkopolsce, nie wiedzieć czemu Murowana Goślina, Swarzędz, Rogoźno i Łękno w gminie Wągrowiec) i na tej podstawie będą ekstrapolować na całą sieć biblioteczną. Pomijając już to, że biblioteka w Łęknie nie może wypożyczać tego, czego nie ma (a nie ma, podejrzewam, całkiem wielu pozycji), nie wiem, czy 60 jest reprezentatywne dla 8 tysięcy.
@babilas:
Kalicińska, Musierowicz, Nurowska i (ewentualnie) Grochola powinny być z takiego stanu rzeczy raczej zadowolone.
Michał – chyba już opowiadałem publicznie o kłopotach z kupowaniem ebooków w paru polskich księgarniach z płaceniem przez kartę: w liście krajów (jednoelementowej zresztą) Brazylii nie ma. Ślę pytanie czemu nie chcą mi sprzedać ebooka, a oni na to, że nie wysyłają za granicę. Więc odpowiadam, żeby się nie fatygowali, że sobie zrobię download jak gdybym był w Kraju, a oni, że nie mogą, bo nie wysyłają za granicę. Czy takie choroby też jeżdżą po świecie na komarach?
Andsol – Chyba problem tkwi właśnie w tym „downloadzie”. Trzeba było napisać po brazylijsku.., tzn. po portugalsku.
Jeśli pytasz o komary. W porównaniu z bezmózgowiem niektórych przedstawicieli naszego gatunku mikrocephalia to pryszcz.
Michał – Ten pomysł z bibliotekami to nie jest nowy pomysł. Chodziło to po różnych głowach już od kilku lat, a teraz ktoś w końcu zabrał się za wdrażanie. Problem w tym, że pisarze, którzy obecnie mają mało powodów do narzekania będą ich mieli znacznie mniej, A ci, którzy narzekają na brak popularności – w dalszym ciągu nie będą czytani (a nawet bardziej). Chociaż czy to rzeczywiście taki problem?
Z drugiej strony, ciekawe jak rozwiążą sprawę z Grishamami, Ludlumami i innymi tego typu zza granicy. Jedynie rozwiązanie, jakie bym widział to takie, które spotkało Andsola.. Czyli – „za granicę nie wysyłamy”.
Paradox57, w rzeczy samej, „za granicę nie wysyłamy”. Dostanie tłumacz, ale tylko 30% co by dostał, gdyby był autorem. Poza tym rozporządzenie wprowadza widełki (nie wypłaca się kwot poniżej 0,5% średniej krajowej, a maksymalna wypłata to jej pięciokrotność) a także definiuje, że corocznie fundusz wypłat stanowić ma 5% kwoty przeznaczanej na zakupy nowych książek do bibliotek.
Życie mam jednak ciekawe. A wynika to wyłącznie z mojej niewiedzy. Codziennie czegoś nowego się dowiaduję.
No z niewiedzy połączyłem sobie, że cenzura radiowa wynika wyłącznie (w tym wypadku, nie że w ogóle) z praw przyznawanych do relacjonowania, a nie z praw zawartych w umowach autorskich wewnątrz nadawcy. Niemniej jednak brew uniesioną pozostanie, gdyż bo do zabawnych konsekwencji dochodzi z powodu tego.
Ale wciąż mam podejrzenie, że niemożność odsłuchania audycji okołoolimpijskiej to jednak coś na zasadzie ochrony znaku olimpijskiego, a nie że broadcastowanie jest limitowane cennikiem wewnętrznym. Choć ta druga mozliwość wydaje mi się, poprzez jej zabawność, mniej nieprzyjemną.
Andsol: w tym całym „niewysyłaniu za granicę” chodzi najprawdopodobniej o bezradność księgowości, która musiałaby nagle wykreować i zaksięgować fakturę pozaunijną (bo odbiorca jest poza UE). Trzeba by było sprawdzić jak wyglądają obowiązki podmiotu gospodarczego w przypadku transakcji do innego obszaru płatniczego, nie zdziwiło by mnie cale gdyby obowiązywały takie same restrykcje i biurokracja jak w przypadku wysyłki lodówki do Ameryki. Kto sprowadzał samochód z USA lub Kanady zrozumie o czym mówię.
telemach – interpretacja wiarogodna. A że tworzenie praw okołomacicznych jest dużo zabawniejsze i nie wymaga tyle wiedzy, co poprawianie praw dotyczących gospodarki, najpierw wstaniemy z kolan, a potem zrobimy płaski siad i oskarżymy KOD i TK.
andsolWiedza jest przereklamowana. W Aleksandrii była spora biblioteka. Posłużyła, ogrzewaniu wody w łaźniach. Co miejscowej ludności się bardzo podobało i ją cieszyło. Tak powstał edutainment. Później okazało się wprawdzie, że było zupełnie inaczej ale i tak każdy wie że Arabowie spalili.