A, to zależy od chwili zadania pytania. W roku 1900 z pewnością był to Henryk Sienkiewicz – właśnie ukazało się (5 lat po opublikowaniu oryginału) pierwsze wydanie brazylijskie Quo Vadis. I długo utrzymywał pierwszeństwo, także z powodu zdobycia nagrody Nobla w roku 1905.
Potem zapewne Ignacy Paderewski. Pianista, premier, wspaniała grzywa. To pomaga.
Potem długo nic i pojawiają się wreszcie w tym samym okresie dwie gwiazdy: Karol Wojtyła (początkowo bardzo popularny) i Lech Wałęsa. Ale lata lecą, zdarzenia nawarstwiają się, sława mija. Czy mógł zabłysnąć ktoś równym blaskiem?
Mógł – i zabłysnął. Pomógł mu w dużej mierze niespożyty i wyjątkowo utalentowany tłumacz, pan Tomasz Barciński. Pisałem o nim na blogu w 2010 roku. Niestety odszedł przed dwoma laty – jest w Sieci bardzo ładne wspomnienie o nim. A tu można zobaczyć ile zdołał on zrobić i jakie miał jeszcze zamiary…
Wśród przekładów pana Tomasza szczególnie zaznaczyły się cztery tomy pisarza, o którym mówię. Pracował nad kolejnym tomem. Wydawnictwo Wmf Martins Fontes było niepocieszone, nie tak łatwo jest znaleźć następcę tej klasy. Ale zdołało to zrobić i w zeszłym roku wydano w przekładzie pani Olgi Bagińskiej-Shinzato wydano piąty tom „Wiedźmina” a w tym roku – szósty tom, czyli „Wieżę jaskółki” (dwóch ostatnich przekładów brazylijskich wikipedia jeszcze nie odnotowała).
W świecie zdominowanym przez wirówkę Internetu, przebić się z książkami (i grami na nich opartymi) do całego pokolenia młodych Brazylijczyków, to niebanalny sukces. Nie wiem jak długo Andrzej Sapkowski zdoła utrzymać swoją brazylijską popularność, ale z pewnością uczynił tu dla rozsławienia polskiej kultury więcej niż całe Ministerstwo Kultury z jego zasobami i tabletami.
A „Trylogia husycka” tez została przełożona na pt_Br?
O ile wiem – nie. Tylko jedno wydawnictwo (Wmf Martins Fontes) go publikuje, nie wiem czy dlatego, że inne nie potrafiły dogadać się z agencją autora czy też dlatego, że czasy dla książek są trudne i nie chcą ryzykować. I choć jest tu paru tłumaczy dużej klasy (jak dr Henryk Siewierski, profesor z UnB, chyba do niedawna dyrektor Editora UnB), to ich zainteresowania kierują się w odmienne krainy literackie.
Bądźmy szczerzy, nie jest to tak dobre jak Wiedźmin, do tego dość lokalne.
Zapewne jako bystry obserwator krajowego życia kulturalnego wiesz to, AndSolu, lepiej ode mnie, ale wielbiciele twórczości Sapkowskiego mają z samym Sapkowskim pewien problem. Otóż zamiast być mądrym i szlachetnym staruszkiem, który znajdzie czas, aby każdemu wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie „как жить, дядя?”, Sapkowski zachowuje się jak normalny człowiek. A to da sobie w palnik, a to okazuje demonstracyjne znudzenie objawami uwielbienia ze strony fanów, a to jakieś głupoty publicznie gada, czy też zgrzeszy pychą nadmierną (którą od poczucia własnej wartości trudno czasem odróżnić), w bufonadę przechodzącą. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie nie ukrywa, że pisze – o zgrozo! – dla pieniędzy.
Od lat co najmniej czterdziestu (pierwsze wydanie „Etyki i poetyki” Barańczaka) oczekujemy od twórców i artystów, że będą niewzruszoną busolą moralną, intelektualną i wszelką inną. Nic tak nie boli, jak rozczarowane złudzenia. A nienawiść to zawiedziona miłość zazwyczaj.
Nic o tym, Michale, nie wiedziałem, ale już znalazłem długie nagranie z Polkonu, w którym Sapkowski obraża do woli swoich fanów, więc dopuszczając drobne przesunięcie w czasie (bo wkróce postaram się obejrzeć to w całości) będę zasługiwał na miano bystrego obserwatora.
Ta przyszła wiedza już nastawia mnie do niego sympatycznie. Bo tak sobie naiwnie wyobrażam, że człowiek umiejący pisać gdyby chciał coś publicznie oznajmić, mógłby to napisać. A jak nie napisał, to może miał swoje powody, by milczeć? Rozumiem, że sprzedawcy organizują „spotkania” z muzykami, poetami, aktorami, bo to polepsza sprzedaż, zamiast tego wolałbym dobrej jakości krytyków, którzy by dostawali spore pieniądze za mówienie prawdy i do rzeczy, a nie za promowanie produktów, ale skoro w naszym świecie Produkt jest Bogiem, rozumiem, że nawet Sapkowskiego zagnają na jakieś spotkania szantażami („chcesz, żebym nadal wydawał twoje książki?”)
A oczekiwania, o których piszesz, mogą być starszej daty. Może stąd się biorą, że nie mieliśmy naszego François Rabelais, i od autorów oczekiwaliśmy, że będą tak szlachetni jak ich postacie?
Z „autorami, tak szlachetnymi jak ich postacie” nie jest tak źle – w końcu cała literatura roi się od szwarccharakterów…
Może stąd się biorą, że nie mieliśmy naszego François Rabelais,
Ty tak w imieniu wspólnoty? Jakiej?
No, polsko-językowej… z polską mentalnością wtedy się kształtującą.
I to jest kolejny powód aby czuć się Europejczykiem. Jako Europejczycy mieliśmy.
Nie oddam Rabelais.