Pocztówki i klej do tapet

Artykuł Arkadiusza Łuby o pocztówkach z Auschwitz (mający tytuł „Ob man Postkarten aus KZs verschicken darf”, z 20/XI/2016) nie jest ani kopią ani plagiatem tego, co zostało opublikowane w Kraju w zeszłym roku.

Powtarzam, to nie plagiat, to ten sam temat, więc refleksje i układ świadectw jest podobny. I oba razy chodzi o książkę Pawła Szypulskiego skomponowaną z pocztówek wysyłanych z Oświęcimia przez ludzi odwiedzających obóz zagłady. Polskie wydanie „Pozdrowienia z Auschwitz” ukazało się w zeszłym roku, a teraz wydano to w Szwajcarii po niemiecku jako „Grüße aus Auschwitz”.

Układałem tę notkę gdy dostałem od przyjaciela linkę do godzinnego filmu Холокост Клей для обоев, czyli „Holokaust – klej do tapet”. Tytuł to próba zgadnięcia przez sympatyczne rosyjskie siostry co znaczy to dziwne słowo. Film z roku 2013, po próbie zgadywania w telewizji co to jest, jadą do Oświęcimia i potem już wiedzą.

Myślę, że z tą wiedzą ich umysły nie są tak promienne jak przedtem, to dobre dusze. Ja zresztą też chętnie bym promieniał od niewiedzenia co to takiego Orban, Kaczyński, Putin, Duterte, Trump itd. I bez wiedzy co obecność takich postaci zwiastuje dla przyszłej przeszłości. A może poprawnie jest: minionej przyszłości.

Tak czy inaczej, Bralek wciął się mi ze swoim linkiem i zastanawiam się czy to telepatia czy po prostu wszyscy rozsądni ludzie są smutni.

17 myśli na temat “Pocztówki i klej do tapet

  1. Takie czasy, że nawet wyjazd w Bieszczady niczego nie załatwi…

  2. Wręcz odwrotne, pogorszy. Ale rozwiązaniem może być pójście do klasztoru. Gdzieś w Bawarii.

  3. i zastanawiam się czy to telepatia czy po prostu wszyscy rozsądni ludzie są smutni.

    Drogi Andsolu,

    czasy są jakie są. Jest złudzeniem, że czasy są inne. Skłaniamy się do tej konkluzji bo alternatywne wyjaśnienie (ludzie to bezmyślny motłoch niezdolny ani do wyciągania wniosków z przeszłości, ani do antycypacji przyszłości) jest jeszcze bardziej przygnębiająca.
    Moim skromnym zdaniem obie interpretacje rzeczywistości są błędne.
    Ale to jest temat na dłuższą wypowiedź.

  4. Niigdzie nie stoi, bo nie umiem się skupić wystarczająco długo aby ją spłodzić.
    Dlatego spróbuję krótko i zwięźle. W punktach.

    Odnosimy wrażenie (chyba się ze mną zgodzisz), że sprawy nie idą w dobrym kierunku.
    Winić możemy za to „czasy” lub „współczesnych”. Na pierwszy rzut oka trudno znaleźć innych podejrzanych.
    Nie ma żadnego powodu aby za coś winić „czasy”. Nie ma też żadnych danych, które by wskazywały na to, że „czasy” jako takie, ponoszą jakąkolwiek odpowiedzialność za uruchomione procesy społeczne i polityczne aberracje, coponiektóre o charakterze masowym.
    Alternatywna propozycja (ludzie stali się nagle bezdennie głupi i przekupni) też nie wytrzymuje próby uzasadnienia. Dlaczego (niby) mieliby nagle masowo zgłupieć?
    Co uległo (z pewnością) zmianie to środki i kanały kształtowania narracji. Niegdyś pomiędzy odbiorcą a medium stali kapłani dialogu bądź debaty. Lepsi albo gorsi, ale zawsze. Nieskrępowana (niczym), anonimowa wypowiedź była naturalnie też możliwa. Na ścianie wychodka.
    Obecnie świat doświadczalny stał się hybrydą będącą mieszaniną Agory ze starogreckiego Polis i gigantycznej ściany wychodka, dostępnej (bez jakichkolwiek ograniczeń) dla wszystkich, zawsze i ciągle. Powróciliśmy do źródeł i nasza komunikacja też do nich powróciła. Czynione przez większość wybory i przygnębiające sukcesy żerujących na najniższych instynktach populistów są jedynie pochodnymi tego zjawiska.

    Uffff

  5. Telemachu – ostatni akapit to zwięzła definicja „czasów”…

  6. andsolu, ja, andsol, składam sobie gratulacje za sprawne sprowokowanie telemacha do zwięzłej wypowiedzi.

    Jest ona zgodna z moimi gustami, kształtowanymi przez takich myślicieli jak Neil Postman – w istocie nadmiernie szybkie podboje świata przez technologie komunikacji mają często (a może i zawsze) bardzo niespodziewane następstwa.

    Skrócenie okresu obejmowanego przez pamięć przy przejściu z kultury opowiadanej od pisanej, o którym on mówił, teraz doprowadziło do komicznego stanu rzeczy, gdy dumbhominy pytają swoje smarfony „po co ja poszedłem do supermarketu”.

    Nawet w kwestii tak wspaniałej rzeczy jak upowszechnienie druku (bo ważne było nie jego wprowadzenie, co relatywna taniość używania pomysłu) potrafię dojrzeć w tej beczce miodu dużo więcej niż jedną łyżkę dziegciu. Owszem, masowe drukowanie tabeli logarytmów sprawiło, że obliczenia, uciążliwe nawet dla sprawnych księgowych, stały się czymś elementarnym, ale nim doszło do eksplozji z drukowaniem ich, dwa inne typy druków rozpanoszyły się po świecie. William M. Ivins, Jr. słusznie wywodzi (w „Prints and Visual Communications”), że dokładność kopii rycin przyniosła upowszechnienie rzetelniejszej wiedzy o faunie i florze – ale zauważę, że na początku drukowano przede wszystkim królewskie ukazy, formularze do zeznań podatkowych (rozpasanie biurokracji) oraz nieskończenie wiele kopii Biblii. Przedtem przekaz starożydowskich baśni mógł być modyfikowany, ulepszany, a niekiedy nawet humanizowany, a potem to klops, czyli ponury smutek pustynnej starożytności.

    I sądzę, że nie wyszliśmy na tym dobrze.

  7. ” Alternatywna propozycja (ludzie stali się nagle bezdennie głupi i przekupni) też nie wytrzymuje próby uzasadnienia. Dlaczego (niby) mieliby nagle masowo zgłupieć?”

    Nagle to ludzie nie zgłupieli, wg mnie głupieją od lat, sukcesywnie i być może teraz osiągnęli ten poziom głupoty, który wpędził andsola w smutek.
    Wydaje mi się, że ludzkie mózgi ulegają atrofii z powodu oczywiście używania ich coraz mniej, albo raczej do coraz to prostszych zadań. W zasadzie przetrwanie w dzisiejszych „czasach” wymaga tylko umiejętności naciskania różnych guzików. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie robili różne rzeczy. Dziś mamy całe rzesze ekspertów w różnych, ale bardzo wąskich dziedzinach, a umiejętności i sprawności statystycznej jednostki kurczą się i kurczą.

    Mój znajomy niedawno dumnie zaprosił mnie na konsumpcję „własnoręcznie” upieczonego chleba. Ucieszyłam się, po pomyślałam, że oto odzyskujemy zatraconą umiejętność. Ale nie. Pieczenie chleba polegało na wyczytaniu w guglu, z czego piecze się chleb, wrzuceniu składników do maszyny, która po naciśnięciu guzika zagniotła ciasto i wypluła z siebie rumiany bochenek. Więc, myślenie, analizowanie, wyciąganie wniosków nie jest już potrzebne na poziomie działań najprostszych, to wydaje mi się, że dalej jest tylko gorzej.

    Albo takie mapy. W ogóle nie są już potrzebne. Żeby gdzieś dojechać wystarczy nacisnąć guzik, a dalej już słuchać tylko ” jedź drogą 10 km, teraz skręć w prawo”. Jak dojdziemy do tego, że samochód będzie tego słuchał, będziemy jak kukły przewożone z miejsca na miejsce na tylnym siedzeniu. Samochód powie: jesteś na miejscu, wysiądź, wejdź przez pierwsze drzwi z prawej do lokalu wyborczego i zagłosuj na …

  8. No ale helou.
    Kiedyś, żeby pojechać gdzieś, trzeba było umieć zaprząc konia. Potem przyszły auta i trzeba było kręcić korbą. A potem przyszła komuniakcja miejska i trzeba było umieć kupić bilet. I to też przykład zgłupienia? Bez żartów.
    Ludzie zawsze tacy byli. Tylko ciężko im było wszem i wobec zamanifestować własną głupotę. Teraz zrobić z siebie idiotę jest łatwiej i niektórym (pewnie starszym, bo zobacz panie jakie tera ludziska głupie, nie to co my) się to paternizuje w głupiejących ludzi.

  9. @junoxe:

    I to też przykład zgłupienia? Bez żartów.

    Zdecydowanie nie. Nikt chyba też nie twierdzi. Niemniej to co opisuje Beatrix (utrata umiejętności i związku twórcy/wytwórcy z przedmiotem, jak również wszystkie daleko idące konsekwencje tej utraty na nasze perceptywne zdolności) jest trudnym do zaprzeczenia faktem.

    Ludzie się nie zmieniają. Jednak w określonych warunkach (lub ich braku) uzewnętrzniają się pewne cechy i sposoby zachowań. Czasem nowe, czasem atawistyczne. W latach trzydziestych na Ukrainie powróciło przezwyciężone w czasach górnego paleolitu ludożerstwo. Ot, tak. Matki zaczęły zjadać własne dzieci.

    Podobnie odejście od linearnego przekazu informacji (będącej warunkiem koniecznym refleksji) i powszechna dostępność wypowiedzi bez jakichkolwiek kulturowych bądź etycznych filtrów doprowadziło do „osunięcia” cywilizacyjnego polegającego na zwycięstwie bezrefleksyjnego szumu tłumu nad świadomym i skierowanym do konkretnego odbiorcy przekazem.

    Twitter w polityce przynosi nam zwycięstwo głośnego i efektownego kłamstwa oraz hucpy nad bardziej złożonymi i obarczonymi ciężarem odpowiedzialności za słowo rodzajami przekazu. Innymi słowy, nawet w „starych” demokracjach nie obciążonych postautorytarnymi niedomaganiami i niedojrzałością przynosi nam to Trumpy, Duarty i Brexity.

    Dzieje się niedobrze w momencie gdy sile rażenia efektownego pokrzykiwania nie da się przeciwstawić czegoś bardziej wyuzdanego intelektualnie. Każdy może wrzasnąć że Bauman jest komuchem i mordercą. Każdy może przyklasnąć i zwielokrotnić. Nie każdy może uczestniczyć w dyskusji z jego udziałem lub zapoznać się z jego złożonym życiorysem. Zwycięża denuncjacja, pomówienie i potwarz zawarta w 140 znakach. I na wyniki wyborów wpływają znacząco ci, których „attention spam” jest (przeważnie) ograniczona do tychże 140 znaków.

    Więc ludzie nie głupieją. Nie tak od razu.

  10. babilas literówka, niestety zupełnie przypadkowa. Mea wina.

    Ale cieszę się, że Ci się spodobało. Podzielam zachwyt, gdyby było czyjeś a nie moje to zapewne bym się nawet radował.

  11. Przecież projekt nie jest rządowy, stoi za tym Stowarzyszenie Marketingu Bezpośredniego. Rząd musi tylko wyrazić zgodę, trudno się przy tym zasapać.

  12. Przecież edukacja zawsze była w jakimś stopniu na usługach galer? Wszystkie te szkoły zawodowe, budowlanki, odzieżówki itd. Oczywiście można próbować racjonalizować sobie, że budowlaniec czy szwaczka to potrzebny i cenny społecznie zawód, a pracownik call center to galernik na usługach kapitalisty-wyzyskiwacza, tylko kiedyś jakby rozmowy telefoniczne były droższe, a telefonów nie nosiło się wszędzie, to i rzadziej się dzwoniło, także do helpdesków/call center.

  13. rozie, no nie, to trochę nadmierne uproszczenie. Trzymając się tylko nowoczesnej historii, jest zupełnie oczywiste, że rządzący (rządzący z woli Boga, w ich przekonaniu) robili co się dało, by tę wolę Boga utrzymać w ludzie – nie mówię o społeczeństwie, bo tylko w paru krajach ten termin miał sens, może Niderlandy, UK i USA – i nadzorowali starannie instytucje zajmujące się tak edukacją jak i rozwojem nauki. Ale przecież tacy działacze jak Francis Wayland Parker nie brali się znikąd, tylu ludzi rozwijało współczesne idee, tak oświeceniowe jak psychologiczne: Friedrich Fröbel, Johann Heinrich Pestalozzi – i na pewno nie wpisują się w ciąg tych, którzy myśleli jak przystosować młodych do galer.

    A dominująca ostatnio (nie tylko u nas) tendencja do „nauczania dla rynku” jest tylko częścią ogólnego regresu cywilizacyjnego.

  14. OK, ale wszystkie podane przez Ciebie przykłady to nie tyle „ostatnio”, co „dawno, dawno temu”. Szum o tę klasę jest kreowany tak, jakby to była nowość i wszelkie zawodówki i inne klasy profilowe nie istniały, a w szkołach nie uczono informatyki (sprowadzonej zresztą do podstaw używania komputera i konkretnego systemu operacyjnego/aplikacji).

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s