Ta druga to dużo więcej pieniędzy, ale dobrze domknięty kontrakt na zbrojenia czy duże budowy to dużo większe sumy. A i one są śmiesznie małe gdy porównać je z wręczaną dziś nagrodą dla rosyjskiej mętnej filozofii z XIX wieku.
Robię tu reklamę książce, która ukazała się w październiku zeszłego roku. Autor to Adam Weiner, uniwersytecki wykładowca literatury rosyjskiej (Wellesley College, Massachusetts), a książka nazywa się How Bad Writing Destroyed the World. Ayn Rand and the Literary Origins of the Financial Crisis czyli „Jak złe teksty zniszczyły świat. Ayn Rand i literackie pochodzenie kryzysu finansowego”.
`
Ale to nie od Weinera wzięło się lekceważenie literackich walorów dzieła „Szto diełat’” Nikołaja Czernyszewskiego, to cenzor carski miał tak mało uznania dla książki, że pozwolił ją opublikować.
Weiner pisze o kryzysie finansowym lat 2008-09, i ciąg myślowy jest bardzo logiczny: Czernyszewski głosi wartość racjonalnego przetwarzania się, doskonalenia się dla dobra społeczeństwa; Ayn Rand w Rosji przesiąka jego ideologią (gdzie mowa jest o zmienianiu człowieka, ale nie ma takich słów jak „empatia” czy „współczucie”, a dobroczynność czy filantropia się zupełnie wyrugowane) i pod przezwaniem „obiektywizmu” sprzedaje w Stanach ideologię „bogać się dla dobra wszystkich”. Jej poglądy napełniają podziwem tak Ronalda Reagana jak i Alana Greenspana, a w tej kombinacji ci panowie mogli już przygotować scenę do największego w świecie przesunięcia majątku od grup do grupek. A najlepsze jest to, że ci, którym odbierano, zgodnym chórem modlili się wedle tego katechizmu: jak pisze Weiner, w samym roku 2009, czyli w czasie kryzysu, sprzedano pół miliona kopii dzieła programowego Ayn Rand „Atlas Shrugged”.
To prawie jakby krowy stawały przy szosie i pytały którędy najłatwiej dojść do rzeźni.
No i dziś na ręce Donalda Trumpa zostanie przekazana największa w nowożytnych czasach nagroda dla kretyńskiej filozofii. Oczywiście nikt nie zamierza odbierać zasług Władimirowi Putinowi, co mógł (i co chciał), to zrobił, ale prawdziwym zwycięzcą jest tu Nikołaj Czernyszewski. I niech staną jego pomniki nie tylko w Moskwie i Waszyngtonie, bo i w wielu innych miejscach ujawni się siła jego idei.
Ech… pisać trzeba umieć. Zazdroszczę.
Tak, tak, Weiner jest naprawdę dobry 🙂
Tak, ja też lubię styl Januarego.
Pełna zgoda. Ucieszyłem się gdy wydostał się ostatnio z otchłani i napisał ten tekst – tamten obrzydliwiec sygnowany jako prof. nadzw. dr hab. Piotr Nowak w pełni na taką odpowiedź zasłużył.
Zły zapis, AndSolu. Powinno być: dr hab. Piotr Nowak, prof. UwB. Tytuł profesorski przed nazwiskiem sugeruje bycie tak zwanym ‚belwederem’, co jeszcze przed panem Nowakiem.
I jeszcze w ramach tytułowego naprawiania świata: nie wiem, czemu taka afera o nieśmiałe postępy w emancypacji kobiet?
@mbabilas
Istotnie, zadziwiająca sprawa. Nic natomiast nt. kwalifikacji moralnej czynu gdyby tylko kropiły. Albo, dla odmiany, tylko zbierały obiecując, że ksiądz później pokropi, jak będzie miał chwilę czasu.
Z cyklu „ciekawostki z egzotycznej Bolandy”: „najsłynniejszy polski coach”, absolwent studiów doktoranckich w SGH, konsultant biznesu, autor takich dzieł jak „Psychologia Sprzedaży” i stały bywalec TVN-u (jakoś ta postać idealnie mi pasuje do tej telewizji), neguje skuteczność chemioterapii i zachęca do negocjacji z polipem.
https://www.tygodnikpowszechny.pl/grzesiak-czyni-cuda-146428
znowu_ja – w zasadzie cudotwórca arcybiskupa Hosera gra w tej samej lidze, choć nie obiecuje wyrywać sutek. A na dobrą sprawę, rozszerzając genialne recepty na narodową skalę, techniki wicepremiera Mateusza Morawieckiego też mi wyglądają na negocjacje z polipem i z jelitem.
W sumie, jak ktoś chce zarabiać na robieniu ludziom wody z mózgu, to powinien być w tym dobry. A sztuka negocjacji z polipem na pewno poślednim dziełem nie jest.
nightwatch77 – jeśli istnieją sprawne kursy Twórczego Pisania, to czemu by nie utworzyć uniwersyteckiego kierunku Ekologicznych Negocjacji z Polipem? Wykładowcy Egzorcystyki mogą się buntować, że przecież w tle polipa są demony, ale wszystko da się wynegocjować z KRK.
Gwoli wyjaśnienia: sama postać wydaje mi się średnio interesująca; ot, dosyć banalne, biznesowe mambo-dżambo – i u Was, w tropikach, tego nie brakuje (ten pan chyba zresztą regularnie udziela się w Forbes Brasil). Za to niezmiernie interesujący wydaje mi się fakt, że ta osobistość (podobnie, jak masa innych Znanych Guru od mydła i powidła w rodzaju pewnego Seksuologa-Celebryty) od lat regularnie zapraszana jest do „poważnej” i „opiniotwórczej” telewizji, za jaką, zdaje się, chce uchodzić TVN (a i nie zdziwiłbym się, gdyby kiedyś dał wywiad do „Wyborczej”). Że jest najpopularniejszym polskim coachem, który motywuje polską Elitę Biznesu. Że uchodzi za Mędrca Z Klasztoru Shaolin, a już co najmniej za Wysokiej Klasy Specjalistę. Podobnie zresztą jak Bashobora, choć dla zupełnie innej grupy docelowej. To zestawienie pokazuje (Guru Sukcesu i Bashobora), jak te dwie, zupełnie na pierwszy rzut oka różne grupy („mohery” i „elity biznesu”), są w gruncie rzeczy do siebie podobne – i spragnione podobnych bodźców: zarówno elektorat PiS, jak i Elita Polskich Przedsiębiorców (elektorat „Nowoczesnej”), potrzebują tak naprawdę dość podobnego, uspokajająco-motywującego przekazu od jakiegoś Bardzo Znanego Guru (najlepiej egzotycznego!), który pokrzyczy, pomacha rękami, przytuli i powie parę miłych słów na dobranoc (a za ekstra opłatą wyjawi Sekretne Tajemnice – ale to już nie dla byle kogo).
Ręce, Które Liczą i inni macherzy są tylko odpowiedzią na popyt wśród gminu. Jakie społeczeństwo, tacy celebryci. Ale nie chcę się tu znęcać nad żądną sensu życia gawiedzią, bo są to ludzie w większości zagubieni, skołowani i zawiedzeni przez ćwierć wieku – neoliberalnego z jednej strony, a religijnego z drugiej – prania mózgów. Ofiary neoliberalizmu, państwa minimum i prywatyzacji służby zdrowia. Cóż, zawsze możemy się pocieszać, że im dalej na wschód, tym gorzej, ale ja wolałbym się porównywać raczej z Niemcami i Skandynawią, a nie Rosją czy Ukrainą.
U nas jednoczy się zgrabnie pociechę religijną z poradą finansową i parę protestanckich kościołów jedzie sobie na tym jak z przeproszeniem ksiądz po kolędzie, a niektóre nawet jak księża dyrektory. Najbardziej podoba mi się hasło Kościoła Uniwersalnego „daj wszystko, a Bóg odda w dwójnasób” i nie wiem komu już oddał, ale słyszałem o niejednym takim co oddał Jemu (za pośrednictwem samomianowanych biskupów).
A jednak pociecha to pociecha – whatever works. Jeśli ludzie są „skołowani zagubieni i zawiedzeni” to wielu z nich podejmie jednak próbę poprawy swojego stanu albo przynajmniej chwilowego zapomnienia o rzeczywistości. Alternatywy – alkohol? Wszyscy wiedzą że powinni być dynamiczni, otwarci, kształcić się i pracować a sukces na pewno przyjdzie, no ale jakoś czasami nie wyjdzie a życie nieubłaganie przemija…