Egzotyczne potrawy: owce z maniokiem

Maniok sadzimy we wrześniu, czyli wiosną, w trzeciej kwadrze księżyca, bo podobno dzięki temu paskudztwa mniej się roślin imają. Sadzi się używając kawałki łodyg, mające 10 do 15 cm, ale poziomo, a nie pionowo i przykrywa ziemią a potem czeka się na jesień, czyli na kwiecień.

W kwietniu przy wyciąganiu korzeni manioku z ziemi nie wolno jęczeć, podobno maniok tego nie znosi. Dlatego dobrze jest mieć sympatyczną pomocniczkę:

wprawdzie przy wyciąganiu niewiele pomoże, ale wykazuje dobre chęci.

Korzenie bywają okazałe, jeden taki wystarczy (po ugotowaniu i podsmażeniu albo w formie purée) dla całej rodziny, ale pojawia się pytanie: jak uniknąć marnotrawstwa? Przecież łodyga manioku może przekroczyć 2 metry i co z nią zrobić?

Ale to nie jest poważny problem, bo rozwiązują go owce (albo, jak uczciwy ogląd wykazuje, barany):

19 myśli na temat “Egzotyczne potrawy: owce z maniokiem

  1. Gdybyś opowiadał o Australii, pojawiłyby się jeszcze zajączki i mielibyśmy komplet symboli wielkanocnych! 😉

  2. Rzeczywiście, nie pomyślałem o tym, że jak go pomalować, to maniok może robić za jajko wielkanocne.

  3. Jednym Święta się kojarzą z baranami kroczącymi pod sztandarami i owcami wysiadującymi jaja, tudzież króliczkami (które zwykle robią to, co króliczki robią najczęściej) – a drugim z bombami termobarycznymi. Bo im się wszystko z tym kojarzy. Wybuchowcy się ostatnio, korzystając z wolniejszej chwili, wzmogli, bo jak wiadomo z obserwacji wszystkich religii, ze spadkiem liczby wyznawców pod rękę idzie fanatyzacja pozostałych. Aktor Zelnik, który, jak wiadomo, jest wybitnym ekspertem od katastrof lotniczych (bo wystąpił w filmie ‚Smoleńsk’) już zupełnie otwartym tekstem mówi, że nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by gonić go („śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej może potrwać jeszcze wiele lat”).

    Gdy umysły proste próbują zracjonalizować sobie banalny (w sensie przyczyny i przebiegu – ot, piloci wlecieli w ziemię lekceważąc przyrządy nawigacyjne) wypadek komunikacyjny, czyniąc z niego mistyczną tajemnicę – trudno, trzeba wzruszyć ramionami, bo nawet najbardziej żarliwa wiara nie zmieni praw fizyki. Ale gdy przedstawiciele tzw. akademii zaczynają mówić, że „coś na rzeczy było” (ostatnio prof. Kleiber, były prezes PAN, również w Rzeczpospolitej), to zaczynam uważać, że procedury awansowe w nauce polskiej nie działają tak, jak powinny.

    I w podsumowaniu, moje ceterem censeo: bez względu na to jak Rosjanie nie lubili i nie szanowali Lecha Kaczyńskiego, i bez względu na to, jak nieudolnie i niezgrabnie postępował rząd polski PO katastrofie (wiadomo, prezydenci nam rozbijają się co chwilę i procedury powinny być opracowane i wyćwiczone) – nie zmienia to ani na jotę ustalonych już dawno przez komisje Millera przyczyn wypadku.

  4. Może i wiara nie zmienia praw fizyki, ale najwyraźniej ma wpływ na procedury awansowe.
    Fizyka poradzi sobie sama, a ucięty za herezję łeb nie odrośnie

  5. Michale, powszechne ujawnianie się (niewielkonocnych) baranków może mieć dwa wyjaśnienia. Pierwsze, proste, że Jaszczury mają wielu uśpionych agentów i postanowiły teraz ich uaktywniać. Drugie, że to wirus baraństwa, rozsiewany nad Ziemią przez wspomnianych wyżej Jaszczurów. Jest też i inna, przaśna i lokalna możliwość, że albośmy to jacy tacy i tego się nie leczy ale modłami na krótki czas odgania. I ostatnio modlimy się rzadko.

    Ale żeby z nienawiści do tej betonowej brzozy ciemną nocą wymordować sześć młodych, zasadzonych przez PO drzewek? A niech ci Mściciele zasadzą sobie na balkonie bratki i co wieczór jednemu bratkowi urywają łepek…

  6. nightwatch (re: Może i wiara nie zmienia praw fizyki, ale najwyraźniej ma wpływ na procedury awansowe.)

    A „Pull up! Terrain ahead!” po rosyjsku znaczy „Wania, odpalaj lont!”

  7. czy mogła by istnieć wiara gdyby zgadzała się z rozumem?

  8. Zaraz, zaraz. Konflikty wiary z rozumem to pół biedy, wiara każe wyrżnąć rozumnych i po jakimś czasie oni się odradzają. Ale konflikt wiary z wiarą to dużo gorsza sprawa, bo trup ściele się gęsto i często. Więc ważniejsze, żeby wiara zgodziła się z wiarą, to potem może i rozum zostawi w spokoju.

  9. Dzisiaj, a raczej wczoraj bo dzisiaj już jest jutro, nawiedziła mnie po śniadaniu myśl i kiełkowała do późnych godzin wieczornych.
    W odwiecznej (czyli jak tylko sięgamy kolektywną pamięcią, a i wygrzebujemy z ziemi) koegzystencji wiary z rozumem, rozum ma przechlapane mimo że przez ostatnie 200 lat warstwom oświeconym, głównie na dwóch kontynentach wydawało się inaczej. Może mieliśmy po prostu niebywałe szczęście żyć w wyjątkowym okresie, który przedtem postrzegany by był przez przodków, a potem postrzegany będzie przez potomnych jako krótki okres i historyczna aberracja? Może nie było żadnych dark ages a jedynie permanentny mrok i szaleństwo jedynie od czasu do czasu rozjaśniane krótkotrwałymi przebłyskami rozumu? Może nasza perspektywa i wnioski są zupełnie błędne?
    Bo jest rzeczą zdumiewającą, że w historii ludzkości, mimo różnorodności kultur, języków i wyobrażeń o świecie nie ma ani jednego momentu i ani jednej populacji, która potrafiłaby się obyć bez religii. Mimo ewidentnego (przynajmniej dla mnie) braku racjonalnych powodów na jej zaistnienie. I jej instytucjonalizację – co wydaje się również być cywilizacyjnym imperatywem.

    Co wleczemy w naszych genach i mózgach (i mówię tu zarówno o aborygenie głaszczącym koźle jaja w celu sprowadzenia deszczu jak i arcybiskupie wymachującym kropidłem), że nie możemy się obyć bez rytuałów zwróconych w stronę istot wyższych których nikt nie doświadczył a w których istnienie „wszyscy” wierzą? Nawet ci którzy nie wierzą, wierzą ale to już jest chyba odrębny temat.

  10. …nie ma ani jednego momentu i ani jednej populacji… – a bo ja wiem? A może religia to choroba zrodzona z nadmiaru wolnego czasu, a czas ten może pojawić się dopiero w dużych społecznościach? Gdyby tak w istocie było, to może były – i nawet często pojawiały się – grupy świetnie sobie radzące bez takich dziwnych pomysłów, zajęte po prostu zapewnieniem sobie i bliskim pożywienia i schronienia? A zanikały by one właśnie dlatego, że były nie tak wielkie i lekko obłąkany tłum słuchający swojego Niewidzialnego nieźle sobie radził z wymordowaniem ich co do sztuki?

    Dla przykładu: wprawdzie nasza ukochana katolicka Wikipedia zapewnia, że Amalekici podstępnie zaatakowali Izraelitów podczas wędrówki z Egiptu do Ziemi Obiecanej, ale zdrowy rozsądek mówi, że Izraelici szli do tej Ziemi jak szarańcza i może Amalekici po prostu bronili swoich zagród? A jeśli nie mieli żadnej religii to trudniej im było przekonać grupy z innych zagród, że trzeba zebrać się do kupy i wyrżnąć wszystkich Izraelitów (a nie zaledwie odgonić od swoich zasiewów), bo własny Niewidzialny tak kazał?

    Nie znam antropologicznych teorii o pochodzeniu religii ale z góry już wierzę w każdą z nich i w gruncie rzeczy nie przeszkadza mi, że jedna grupa słucha szumu dębu nocą pełni księżyca, a druga tylko w niedziele obleśnie wyglądającego Grzyba, chciałbym tylko, żeby na UKSW i podobnych lepiej uczyli tłumaczy z dębowego szumu na ludzki język i by owi specjaliści nie wpierali, że właśnie Niewidzialny chce czy to krwi czy rodzenia dzieci czy topienia czarownic. I dlatego bardzo mnie martwi to wymordowanie sześciu drzewek posadzonych na pohybel szyszce, bo to jest gest tej samej natury co palenie kukły Żyda: bo jakiś tam Niewidzialny (albo i widzialny, jak wlezie na stołeczek) zapluwa się z nienawiści do symboli i chwilowo niszczą tylko symbole, ale kto się w tym wprawi, przejdzie do następnego etapu tej gry.

    Dodam jeszcze słówko o tych „ostatnich 200 latach” – chyba nie było tak dobrze. Moje lektury z ostatnich czasów (np. Les passions intellectuelles tej miliarderki Elisabeth Badinter) sugerują, że owszem, szło to przez cały XVIII z trudem, ale w dobrym kierunku. Ale inne lektury mówią, że potem pojawił się taki geniusz, co zaczął systematycznie niszczyć wszelkie idee o wolności, równości i braterstwie, zamiast tego dał śmierć w wielkiej dozie, przywrócił niewolnictwo i rozpętał nienawiść między narodami (przecież Mein Kampf to spóźniony o sto lat krzyk nienawiści skierowany do Francuzów) oraz zapaskudził Europę królami i królikami. No i do dziś z jego dziedzictwem nie umiemy sobie poradzić.

    A więc co setki pracowitych i rozumnych ludzi wypracują przez stulecie, jeden geniusz opętany jakąś manią może zniszczyć w ciągu kilkunastu lat.

  11. Dzis bede na niebiesko.
    zdrowy rozsądek mówi, że Izraelici szli do tej Ziemi jak szarańcza – nie ma zadnych dowodow na izraelicki exodus z Egiptu.
    Nie znam antropologicznych teorii o pochodzeniu religii – sa teorie psychoantropologiczne tlumaczace religie jako metode umozliwiajaca wierzacemu wplyw na otoczenie i wlasny los poprzez pertraktacje i daniny skladane bogom, tz antidotum na poczucie bezsilnosci.
    pojawił się taki geniusz, co zaczął systematycznie niszczyć wszelkie idee o wolności, równości i braterstwie – ale jego zalozenia akurat byly swieckie i jakos sie mialy do owczesnego rozumienia genetyki (eugenika).

  12. @andsol
    (…) chwilowo niszczą tylko symbole, ale kto się w tym wprawi, przejdzie do następnego etapu tej gry(…)
    Mam wrażenie że jest jeszcze inaczej – że wielu ludziom nagminnie mylą się symbole z tym co symbolizują. Już mi nawet o bronienie krzyżów(/y?) nie chodzi, bo to przykład zbyt ostentacyjny, ale choćby o to że nie-wywieszenie unijnej flagi obok polskiej wystarcza żeby być hołubionym jak co najmniej Sobieski po zwycięskiej bitwie, albo że zdjęcie Tuska i Putina uśmiechających się do siebie robi za koronny dowód zdradzieckiego ich spisku. No i te historie smoleńskie w trybie dokonanym, z cichym założeniem że to musi być prawda skoro nakręcono o tym film.

  13. Dajcie już spokój z atakowaniem religii. Z religią jest jak z młotkiem – można użyć tego przyrządu do różnych celów: można nim wbijać gwoździe albo walić „owieczki” po łbach. Wczesne chrześcijaństwo i tak było wyjątkowo postępowe na tle ówczesnych wierzeń („nie masz Greka ni Żyda” itd.), ale z ideologiami jest tak, że – oprócz naturalnego instytucjonalnego skostnienia – to, co robią, gdy już urosną w siłę, nijak się ma do ideałów, które głosiły wcześniej.

    Prawdziwą tragedią było/jest polityczne używanie religii przez prawicę (podczas, gdy powinna ona była być politycznie używana przez lewicę – patrz: „Teologia Wyzwolenia”). Religie przez stulecia służyły możnym i klasom lepiej sytuowanym do utrwalania ich pozycji politycznej (najlepszy przykład stanowi dzisiejszy sojusz rosyjskiej Cerkwi z władzą czy sojusz kleru i magnaterii w dawnej Polsce), podczas gdy wiernym tradycyjnie robiono wodę z mózgu, nakazując posłuszeństwo względem jaśnie państwa. Nawet gdy znalazł się jakiś szaleniec, który głosił wolność, równość i braterstwo, to szybko go uciszano lub dyscyplinowano, np. zsyłając na odludzie.

    To, że katolicyzm w Polsce jest co najmniej od początku lat 80-tych (również przed wojną) wykorzystywany do walki z „lewactwem” i budowy Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, to inna sprawa (Największy Polak był, jaki był – no i elity mamy takie, jakie mamy). Kościołem polskim gardzę (choć czytam zarówno „Tygodnik Powszechny” jak i „NIE”) nie dlatego, że jestem wrogiem religii, tylko dlatego, że jest on w 95% prawicowy, czyli utrwala ciemnotę, zaściankowość, konserwatyzm, chamstwo i nienawiść, a więc – że się tak wyrażę – „służy złu”. Gdyby było odwrotnie (gdyby był lewicowy – co oczywiście w polskich warunkach jest absolutnym science fiction), kościół wcale by mi nie przeszkadzał. Ba – sam byłbym pierwszy do leżenia krzyżem! Ale że kościół (w szczególności kościół polski) nie jest ani postępowy, ani nie propaguje miłości bliźniego i sprawiedliwości społecznej, więc nie mam takich dylematów.

  14. znowu_ja

    Ale że kościół (w szczególności kościół polski) nie jest ani postępowy, ani nie propaguje miłości bliźniego i sprawiedliwości społecznej, więc nie mam takich dylematów.

    .Jak postępowy musi/powinien być kościół polski aby Cię zadowolić i skłonić do leżenia krzyżem nie przestając jednocześnie być kościołem?

    Nie wiem czy dostrzegasz pułapkę, ale ona jest i nie przestaje być nawet gdy jej nie dostrzegamy. Sacrum gdy zaczyna się upodabniać do profanum w pewnym momencie przestaje być sacrum stając się jasełkową imitacją profanum.
    Weźmy np. zestaw niebezpiecznych przesądów zawartych w ewangelii – czy postępowy kościół nie powinien zdystansować się od takich bredni jak np. zmartwychwstanie? Przeciesz nawet ślepy z laską dostrzega że to prościutka ściema. mająca umożliwić happy end tam gdzie go z całą pewnością nie było.
    Z drugiej strony: jak bez zmartwychwstania „zrobić” Wielkanoc? A kościół bez Wielkanocy jakoś też jest trochę decollage, nieprawdaż?

    Same trudne pytania..

  15. telemach
    „czy postępowy kościół nie powinien zdystansować się od takich bredni jak np. zmartwychwstanie? Przeciesz nawet ślepy z laską dostrzega że to prościutka ściema (…) jak bez zmartwychwstania „zrobić” Wielkanoc? A kościół bez Wielkanocy jakoś też jest trochę decollage, nieprawdaż?”

    Skąd wiesz?
    A ja na pytanie „czy Jezus zmartwychwstał, czy nie zmartwychwstał” odpowiadam: trochę tak, a trochę nie.

    A na poważnie: co to kogo obchodzi? 90% rozważań i medytacji rodaków przy świątecznym stole to raczej kwestia obecności zagrychy lub to, czy pół litra „Krajowej” w zamrażarce jest już wystarczająco zimne, czy trzeba jeszcze schłodzić. Ewentualne refleksje dotyczą świeżości kiełbasy, a typowe spory to kłótnie o to, czy Jadzia spała z Wiesiem oraz kto zrobił Joli bachora – plus naturalnie gacie Dody i jakieś sportowe bzdety.

    Problem, który wymieniłeś, ma marginalne znaczenie – tym bardziej, że to wszystko tylko szczegóły. Ja nie widzę większej różnicy między wyznaniami czy religiami – szczerze mówiąc, średnio mnie to obchodzi; to, co jest ich powinnością, co jest naprawdę istotne, to walka o lepszy i sprawiedliwszy świat. Nie mam pretensji do kościoła o to, że angażuje się w politykę, tylko mam o to, że angażuje się po niewłaściwej stronie. Oczekiwałbym od kościoła wyraźnego opowiedzenia się po stronie lewicy (dobro vs zło: „lewica to Bóg, prawica to Szatan”). Niestety – pomyliły im się bieguny i postawili na prawicę, czego owoce zbieramy w postaci ponad ćwierć wieku rządów pięknych umysłów z „Solidarności” (przy czym Wojtyła jednocześnie zwalczał Teologię Wyzwolenia na drugim końcu świata). To, że mieliśmy/mamy w polityce nadreprezentację takich postaci jak Wałęsa, Krzaklewski, Niesiołowski, Macierewicz czy inne kolektywne Wrzodaki, zawdzięczamy politycznym decyzjom kościoła z przełomu lat 70-tych i 80-tych i postawieniu na prawicowe oszołomstwo w zamian za spodziewane korzyści finansowe. Osobnym problemem była kompletna marginalizacja środowisk postępowych (czy choćby intelektualnych) w kościele na rzecz przeróżnych Rydzyków, ale, zważywszy na wybór polityczny (romans z prawicowym oszołomstwem), takie osunięcie mentalne było chyba nie do uniknięcia. Gdyby kościół polski po 1989 roku zdystansował się od oszołomstwa, nie wspierał tych wszystkich ZChN-ów i Wyborczych Akcji Katolickich, tylko sensowną lewicę, bylibyśmy jako kraj gdzie indziej niż jesteśmy.

    Telemach pewnie zaraz pomyśli „co on bredzi, sojusz kościoła z lewicą w imię sprawiedliwości społecznej? to niemożliwe”. Jednak w Niemczech czy Austrii było to możliwe. Tam lokalne Radio Maryja zostało zamknięte i rozpędzone na cztery wiatry. U nas nie; są to konsekwencje decyzji politycznych.

  16. Cieszę się, że antycypujesz bieg moich myśli. I z pokorą przyjmuję zarzut ignorancji w sprawach tego co się dzieje „w Niemczech czy Austrii”. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć: nie można niestety być wszędzie.

  17. Znowu_ty, błąd w twoim rozumowaniu polega na tym, że organizację gospodarczo-polityczną o kamuflażu ideowym traktujesz jako organizację istotnie ideową. Popatrz na nią od realnej strony, to od razu dostrzeżesz katastrofalne (z punktu widzenia krk) skutki wdrożenia ideałów czy to lewicy, czy Chrystusa (takich, jakie nam przekazano).

  18. Trochę wiążąc to co Tetryk56 słusznie podniósł o celach i metodach prawdziwych a propagandowych w zorganizowanych religiach, z genezą religii, moja myśl jest taka, że zorganizowane religie jakie mniej więcej znamy i kołaczą się przez całą w miarę wiarygodną historię, powstały wtedy, kiedy a) było w końcu co organizować, tj. była jakaś wystarczająca liczba w miarę osiadłych ludzi b) jakieś cfaniaczki Przekonywacze wpadły, trochę przypadkiem, trochę charyzmą, trochę perfidią na pomysł Trzeciej Drogi, czyli że można nie tylko pracować, nie tylko rabować-wojować na tych co pracują, ale też można stworzyć takie warunki, że ci co pracują, podzielą się owocami pracy, a ci co wojują, owocami rabunku i przemocy, jeśli tylko przekonać ich wszystkich do dziecinnych bajek i mitów i „myślenia magicznego” i przystępnie wyjaśnić nieszczęścia i szczęścia tego łez padołu, co zaraz prowadzi do mzimu, Brahmy, Macierzy, Amon-Ra, Zeusa, Sol Invictus, Jezusa, Amaterasu czy Allaha, i że to właśnie przekonujący jest Głosem Pana Naszego ew. Naszej Pani. Czyli wystarczyła charyzma i Silne Przekonanie Przekonywaczy, i ignorancja i braki „wiedzy” u przekonywanych wzg. Przekonywaczy (nie takiej prawdziwej działającej wiedzy w rozumieniu epistemologii czy nauki, tylko „wiedzy” w sensie „zrozumiałego wyjaśniania świata”). A po paru setkach czy tysiącu lat (bo o ile pamiętam to archeologiczne okno czasowe między osadami i rolnictwem, a świątyniami i kapłanami, jest jednak całkiem spore i wcale nie poszło to jakoś błyskawicznie) to już idzie rozpędem właściwym organizacjom i systemom i „nie można tego od-zobaczyć”.

    Więc niechętnie zgadzam się z Telemachem – też mi się czasem wydaje, że oświecenie czy Oświecenie itp. to aberracja od normy homo sapiens niesapiens. I że tylko przypadkowy zbieg okoliczności historyczno-polityczno-ekonomicznych spowodował, że niektórzy Przekonywacze skutecznie pocisnęli bliźnim kit o równości, godności, racjonalizmie, itd. a tabuny ignorantów to łyknęły, być może na historyczną chwilę. I że nie ma żadnej przedustawnej gwarancji, że kolejni Przekonywacze nie pocisną skutecznie rzeszom ignorantów znowu grzechu, kastowości, czarówmarów, itd. (albo jakichś zupełnie nowych koktajli propagandowych, no ale to już temat bardziej sf niż fantasy).

    Wystarczy mieć niewielką przewagę „wiedzy” i charyzmy, potem zapanować nad edukacją ew. stworzyć jakąś, jeśli jeszcze nie było, a potem Bob, tfu, bóg jest naszym wujem.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s