Cykl: zdarzenia i zderzenia
Ale na ostatnim spływie kajakowym poznała kogoś, kto wdarł się w jej wieczorne marzenia a nawet i w jej sny i parę przytuleń i pocałunków mówiło bez słów coś, co w słowach by brzmiało: „kto wie, kto wie…” Nie było możliwe spędzenie dłuższego czasu razem, on musiał wracać do pracy na Wybrzeże, więc przez długie miesiące nie mógł myśleć o odwiedzeniu jej w innym krańcu Kraju, ale gorąco zaprosił do siebie, a raczej do domu jego matki – przecież miała jeszcze jeden wolny miesiąc i choć w ciągu tygodnia nie mógłby jej oddać wiele czasu, to jednak wieczory i końce tygodnia byłyby wspólne.
Jeździła po świecie sporo, sama czy z koleżankami, więc wypad na Wybrzeże nie był kłopotem, ustalili datę jej przybycia, dom był całkiem blisko stacji (zresztą znała jego miasto), miała przyjechać rano, matka by się nią zajęła, a po odespaniu się, po południu, na pewno by znalazła coś ciekawego do robienia w mieście.
Zaplanowane – wykonane, i to bez kłopotów, choć kości były obolałe od tylu godzin w pociągu. Domek był sympatyczny, dzwonek widoczny, w drzwiach stała sympatyczna pani. Przywitała ją, uścisnęła, ucałowała i domyśliła się, że pierwszą potrzebą jest wykąpanie się.
W łazience nie zamknęła się od środka na klucz, bo i po co niby, przecież były tylko we dwie w domu. Zaskoczyło ją gdy gospodyni otworzyła drzwi i stanęła na progu, lustrując z wyraźnym zainteresowaniem ciało dziewczyny, która właśnie wyszła spod natrysku. Jej oczy wyraźnie przekazywały uznanie, a lekko szorstki głos potwierdził je frazą: „masz dobre biodra. Nie będziesz miała kłopotu przy rodzeniu.”
Walizeczka nie była jeszcze rozpakowana, więc po nałożeniu czystej sukienki nie trzeba było wielu zbędnych działań, zamknęła walizkę, po cichu opuściła dom i po kilkunastu minutach kupowała na dworcu powrotny bilet.