Z dzisiaj. Dzwoni telefon.
– Michał Babilas, słucham?
– DzieńdobrynazywamsięSobczakAgnieszkaidzwo…
– Dzień dobry. Nie nazywa się pani Sobczak Agnieszka, tylko Agnieszka Sobczak, bez względu, co o tym sądzą procedury w pani korporacji.
– Aha…
– Więc słucham?
-DzieńdobrynazywamsięSobczakAgnieszkaidzwoniędopanazfirmyKantarna-
zlecenieBankuZachodniegoWBK (tutaj przerwa na oddech) wzwiązkuzprojektembadającym…
– Od projektów są architekci, a pani zapewne ma ankietę do przeprowadzenia?
– Tak…
– Zamieniam się więc w słuch.
– DzieńdobrynazywamsięSobczakAgnieszkaidzwoniędopanazfirmyKantarna-
zlecenieBankuZachodniegoWBK (tutaj przerwa na oddech) wzwiązkuzprojektembadającymzadowolenieklien…
– A nie mogłaby pani przejść wreszcie do rzeczy i zacząć mówić własnymi słowami?
– … (dźwięk odkładanej słuchawki)
Lud roboczy nie ma łatwo gdy dzwoni do Michała Babilasa.
Ale jesteś wzorem delikatności w porównaniu ze mną, jeśli chodzi o rozmowy telefoniczne z ludźmi o wyprasowanym mózgu. Z pewnością nie chcesz wiedzieć co ja im mówię.
Wybrałem się jakiś czas temu z córką na plac zabaw no i akurat gdy kazała się posadzić na huśtawce, zadzwonił telefon. Odebrałem, drugą ręką huśtając dziecko, w słuchawce jakiś pan z banku koniecznie chciał mi ofertę przedstawić. Nie zdążyłem powiedzieć słowa kiedy nagle dziecko zleciało z huśtawki na ziemię i w ryk. No więc włożyłem telefon do kieszeni, dzieciaka zacząłem utulać i czyścić z piachu i po paru minutach gdy już doszła do siebie i przeniosła się na zjeżdżalnię, wyjąłem ten telefon z kieszeni. A tam pan z banku cały czas nawija o swojej wspaniałej ofercie, nawet nie zrobił pauzy kiedy powiedziałem ‚halo’. No więc rozłączyłem rozmowę – w sumie to był miły że kontynuował mimo ewidentnego braku zachęty z mojej strony, więc i innych rozłączam teraz bez słowa jeśli nie chcą przerwać.
Też miałem pouczającą historię do opowiedzenia, ale po namyśle postanowiłem ją wypróbować wpierw na córce. I to była słuszna decyzja.
Spam mnie zjadł.
Jednak nie zjadł, bo komentarz po chwili się pojawił. Ale przedtem, zanim się pojawił, to uporczywie nie chciał się pokazać. Dziękuję za uwagę.
To chociaż opowiedz, co powiedziała córka?
@telemach
No nie miałem akurat córki pod ręką, a ciśnienie żeby też coś dopisać było nie do zniesienia… Ale przynajmniej nie dzwonię do przypadkowych osób w tej sprawie
Dość często zaglądam do zbiornika na spam ale tam są tylko wieści po chińsku, angielsku i w języku, który chyba jest kodem wewnętrznym maszyny.
Z dzwonieniem kiedyś było prościej, dzwoniła owieczka gdy się ruszała. Owieczka oraz mój kolega Polek (ale wyłącznie we wczesnym dzieciństwie), któremu tatuś nakładał dzwoneczek na szyję. No ale tata był majorem UB i miewał dziwne pomysły. Na przykład, że w słoiku z cukrem albo innym, z solą, w domu innego kolegi, są ukryte dolary. Ale nie były i przemieszanego cukru i soli nawet Kopciuszek by już nie rozdzielił.
A potem Polek ćwiczył boks i nawet został w jakiejś wadze mistrzem województwa. Chyba z zemsty za dzwoneczek.
Więc, telemachu, przyłączam się do Babilasa: skoro nie da się opowiedzieć całej prawdy, opowiedz przynajmniej końcówkę.
Są jakieś przepisy kulinarne, w których łączy się sól z cukrem, nieprawdaż?
A telemachowi chodzi, podejrzewam, o to, że pani/pan na słuchawce nie zawraca ludziom głowy dlatego, że tak lubi i żyć bez nękania bliźnich nie potrafi. Pani/pan zarabia nędzne grosze w telemarketingu żeby się utrzymać na studiach w wielkim mieście (pisze pracę magisterską z wpływu Husserla na Derridę albo odwrotnie), zarobić na zajęcia pozalekcyjne z dramatu elżbietańskiego i origami dla swojej nieślubnej córki, sfinansować skomplikowaną operację ortopedyczną matki staruszki oraz pójść w sobotę do filharmonii na koncert luksemburskich madrygalistów na prawdziwy bilet, a nie na wejściówkę. A my tu, prawda, szydzimy jadowicie, jakbyśmy nigdy nie byli na dnie drabiny społecznej. Wstyd.
Może i wstyd ale pomysł zrodzony z improwizacji (ułatwionej tym, że syn zostawił mój śrubokręt elektryczny przy telefonie) jest godny uwagi. Moja Pani (tzn. ta, która mną zarządza) widząc, że dzwonią z São Paulo, włączyła śrubokręt tuż przy mikrofonie, odebrała połączenie, a potem wyłączyła telefon. Zazwyczaj ma dobry charakter, ale te Centra Uszczęśliwiania Człowieka potrafią zmodyfikować nawet charakter świętego.
Córka zrobiła taki wymowny grymas. Jak onegdaj gdy bawiłem gości opowiadaniem szczegółów z ciekawego życiorysu kardynała Richelieu. Była bowiem świadkiem zdarzenia, mimo że było bardzo późno. Gdzieś około trzeciej nad ranem, o ile pamiętam. Albo wpół do czwartej. Wino, które lało się strumyczkiem od wczesnych godzin wieczornych zmierzało ku wyczerpaniu. Szczegóły były naprawdę interesujące, a życiorys ogólnie ciekawy. Dla mnie.
Dobre dziecko, nic nie powiedziało. Komunikacja niewerbalna jest dobrą rzeczą bo popierwsze pozwala zachować twarz. A po drugie pozwala zachować twarz.
Przez pierwsze kilka(naście) lat dzieci są źródłem zażenowania dla rodziców. Potem całkiem odwrotnie.
To się spozycjonuję jako czarna owca w tej wymianie zdań i napiszę, że kiedy do mnie dzwonią, bo im „automat wybrał” albo co, to jestem uprzejmy i zapewniam ich, że w przypadku oceny konsultanta to wybiorę najwyższą notę. To chyba Gdula uświadomił, że klasa średnia się całkiem literalnie wypięła na klasę nieśrednią niższą zwaną przez niego ludową. A liczne nieuprzejmości w kierunku osoby dzwoniącej tylko utwierdzają w przekonaniu, że dobrze się dzieje dziś w Polsce, bo można średniej dojebać.
@junoxe, to chyba nie całkiem tak, czyli nadmiar uproszczeń. Telefon tym różni się od telewizora, że nie ma wstępnej zgody na odbiór śmiecia wysyłanego przez Ludzików Z Firmy . Nawiasem, nie mam tv a w mojej liście kontaktów telefonicznych nie figurują Centra Rolowania Ludu.
Te połączenia to współczesna wersja „żebrania na śliczne niemowlę”, zasadnicza różnica w tym, że dziś żebrak pracuje nie dla siebie a na umowę dla Niewidzialnej Ręki Rynku.
@ telemach – komunikacja niewerbalna zawodzi zupełnie w przypadku osób z tikami nerwowymi (patrz np. kopropraksja). I nie da się niewerbalnie wyprostować zaburzonej komunikacji niewerbalnej, więc podejrzewam, że to właśnie tikacze doprowadzili do rozkwitu komunikacji werbalnej.
Ależ, drogi junoxe, ja jestem bardzo uprzejmy, bo poświęcam swój czas na rozmowę, której nie inicjuję i która mi nic nie daje. Uprzejmość moja sięga nawet dalej, bo sufluję kody kulturowe zastosowanie których przyniesie sukces w tej komunikacji. Co ja mogę za to, że nieskutecznie?
Co ja mogę za to, że nieskutecznie?
Babilasie drogi, to jest interesujące pytanie. Może niewystarczająco wytrwale niosłeś „w lud” kaganek oświaty?
Na przełomie XIX i XX wieku obowiązkiem moralnym każdego wybitnego intelektualisty (czyli osobnika obdarzonego przynajmniej tzw. małą maturą) było nieść ten kaganek niezależnie od tego czy lud przed kagankiem uciekał w popłochu (często) czy też do oświaty się garnął (nieczęsto). Taki imperatyw moralny, szczegóły u Struga Andrzeja, Zeromskiego Stefana i Rydla Lucjana.
Z chama nie wypadało się natrząsać, bo cham miał moralną przewagę wynikającą z braku winy za wielowiekowe zaniedbania na odcinku oświecania chama. .
I teraz dochodzimy do ciekawego momentu i dwóch pytań:
Czy sytuacja się zasadniczo zmieniła, a jeśli tak to dlaczego i o ile?
Czy Junoxe nie ma jednak trochę racji podchodząc do sprawy pragmatycznie i zakładając, że uprzejmość (zamiast szyderstwa) pomoże jej adresatowi się ucywilizować, a uprzejmemu się dowartościować?
Dorabiasz mi i genealogię, i imperatyw, telemachu. Za to ujmujesz uprzejmości (którą, powtarzam, okazałem w nadmiarze, vide supra). A pytania może i ciekawe, ale zadane w niewłaściwym kierunku. Mnie wystarczy świadomość, że gdy idzie o – wspomniane z satysfakcją przez Junoxe – „dojebywanie”, jestem poza zasięgiem tych, którzy chcieliby, a poza zainteresowaniem tych, którzy naprawdę mogliby.
@babilas: uprzejmie przepraszam, ale nie ma dosłownie nic uprzejmego w Twojej wymianie zdań z tą panią, vide supra. Wyrażam przekonanie, że jesteś tego świadom.
Cóż, przyjmuję z pokorą, że nemo iudex idoneus in propria causa, ale jednak pozostaje przy swoim zdaniu (Hier stehe Ich, Ich kann nicht anders) wyrażonym wcześniej w sposób, miałem nadzieję, zwięzły i zrozumiały. Jeśli ktoś nie potrafi lub nie chce tego poglądu przyswoić, albo – po prostu – ma inną opinię, przyjdzie nam się różnić w owej kwestii. Na tym kończę swój udział w tej wymianie myśli, życząc Państwu miłych, owocnych i (przede wszystkim) długotrwałych rozmów z telemarketerami płci obojga i proweniencji wszelakiej.
A gdzie destyliwa?
Z dzisiaj. Dzwoni telefon.
– Michał Babilas, słucham?
– DzieńdobrynazywamsięSobczakAgnieszkaidzwo…
– Dzień dobry. Nie nazywa się pani Sobczak Agnieszka, tylko Agnieszka Sobczak, bez względu, co o tym sądzą procedury w pani korporacji.
– Aha…
– Więc słucham?
-DzieńdobrynazywamsięSobczakAgnieszkaidzwoniędopanazfirmyKantarna-
zlecenieBankuZachodniegoWBK (tutaj przerwa na oddech) wzwiązkuzprojektembadającym…
– Od projektów są architekci, a pani zapewne ma ankietę do przeprowadzenia?
– Tak…
– Zamieniam się więc w słuch.
– DzieńdobrynazywamsięSobczakAgnieszkaidzwoniędopanazfirmyKantarna-
zlecenieBankuZachodniegoWBK (tutaj przerwa na oddech) wzwiązkuzprojektembadającymzadowolenieklien…
– A nie mogłaby pani przejść wreszcie do rzeczy i zacząć mówić własnymi słowami?
– … (dźwięk odkładanej słuchawki)
Lud roboczy nie ma łatwo gdy dzwoni do Michała Babilasa.
Ale jesteś wzorem delikatności w porównaniu ze mną, jeśli chodzi o rozmowy telefoniczne z ludźmi o wyprasowanym mózgu. Z pewnością nie chcesz wiedzieć co ja im mówię.
Wybrałem się jakiś czas temu z córką na plac zabaw no i akurat gdy kazała się posadzić na huśtawce, zadzwonił telefon. Odebrałem, drugą ręką huśtając dziecko, w słuchawce jakiś pan z banku koniecznie chciał mi ofertę przedstawić. Nie zdążyłem powiedzieć słowa kiedy nagle dziecko zleciało z huśtawki na ziemię i w ryk. No więc włożyłem telefon do kieszeni, dzieciaka zacząłem utulać i czyścić z piachu i po paru minutach gdy już doszła do siebie i przeniosła się na zjeżdżalnię, wyjąłem ten telefon z kieszeni. A tam pan z banku cały czas nawija o swojej wspaniałej ofercie, nawet nie zrobił pauzy kiedy powiedziałem ‚halo’. No więc rozłączyłem rozmowę – w sumie to był miły że kontynuował mimo ewidentnego braku zachęty z mojej strony, więc i innych rozłączam teraz bez słowa jeśli nie chcą przerwać.
Też miałem pouczającą historię do opowiedzenia, ale po namyśle postanowiłem ją wypróbować wpierw na córce. I to była słuszna decyzja.
Spam mnie zjadł.
Jednak nie zjadł, bo komentarz po chwili się pojawił. Ale przedtem, zanim się pojawił, to uporczywie nie chciał się pokazać. Dziękuję za uwagę.
To chociaż opowiedz, co powiedziała córka?
@telemach
No nie miałem akurat córki pod ręką, a ciśnienie żeby też coś dopisać było nie do zniesienia… Ale przynajmniej nie dzwonię do przypadkowych osób w tej sprawie
Dość często zaglądam do zbiornika na spam ale tam są tylko wieści po chińsku, angielsku i w języku, który chyba jest kodem wewnętrznym maszyny.
Z dzwonieniem kiedyś było prościej, dzwoniła owieczka gdy się ruszała. Owieczka oraz mój kolega Polek (ale wyłącznie we wczesnym dzieciństwie), któremu tatuś nakładał dzwoneczek na szyję. No ale tata był majorem UB i miewał dziwne pomysły. Na przykład, że w słoiku z cukrem albo innym, z solą, w domu innego kolegi, są ukryte dolary. Ale nie były i przemieszanego cukru i soli nawet Kopciuszek by już nie rozdzielił.
A potem Polek ćwiczył boks i nawet został w jakiejś wadze mistrzem województwa. Chyba z zemsty za dzwoneczek.
Więc, telemachu, przyłączam się do Babilasa: skoro nie da się opowiedzieć całej prawdy, opowiedz przynajmniej końcówkę.
Są jakieś przepisy kulinarne, w których łączy się sól z cukrem, nieprawdaż?
A telemachowi chodzi, podejrzewam, o to, że pani/pan na słuchawce nie zawraca ludziom głowy dlatego, że tak lubi i żyć bez nękania bliźnich nie potrafi. Pani/pan zarabia nędzne grosze w telemarketingu żeby się utrzymać na studiach w wielkim mieście (pisze pracę magisterską z wpływu Husserla na Derridę albo odwrotnie), zarobić na zajęcia pozalekcyjne z dramatu elżbietańskiego i origami dla swojej nieślubnej córki, sfinansować skomplikowaną operację ortopedyczną matki staruszki oraz pójść w sobotę do filharmonii na koncert luksemburskich madrygalistów na prawdziwy bilet, a nie na wejściówkę. A my tu, prawda, szydzimy jadowicie, jakbyśmy nigdy nie byli na dnie drabiny społecznej. Wstyd.
Może i wstyd ale pomysł zrodzony z improwizacji (ułatwionej tym, że syn zostawił mój śrubokręt elektryczny przy telefonie) jest godny uwagi. Moja Pani (tzn. ta, która mną zarządza) widząc, że dzwonią z São Paulo, włączyła śrubokręt tuż przy mikrofonie, odebrała połączenie, a potem wyłączyła telefon. Zazwyczaj ma dobry charakter, ale te Centra Uszczęśliwiania Człowieka potrafią zmodyfikować nawet charakter świętego.
Córka zrobiła taki wymowny grymas. Jak onegdaj gdy bawiłem gości opowiadaniem szczegółów z ciekawego życiorysu kardynała Richelieu. Była bowiem świadkiem zdarzenia, mimo że było bardzo późno. Gdzieś około trzeciej nad ranem, o ile pamiętam. Albo wpół do czwartej. Wino, które lało się strumyczkiem od wczesnych godzin wieczornych zmierzało ku wyczerpaniu. Szczegóły były naprawdę interesujące, a życiorys ogólnie ciekawy. Dla mnie.
Dobre dziecko, nic nie powiedziało. Komunikacja niewerbalna jest dobrą rzeczą bo popierwsze pozwala zachować twarz. A po drugie pozwala zachować twarz.
Przez pierwsze kilka(naście) lat dzieci są źródłem zażenowania dla rodziców. Potem całkiem odwrotnie.
To się spozycjonuję jako czarna owca w tej wymianie zdań i napiszę, że kiedy do mnie dzwonią, bo im „automat wybrał” albo co, to jestem uprzejmy i zapewniam ich, że w przypadku oceny konsultanta to wybiorę najwyższą notę. To chyba Gdula uświadomił, że klasa średnia się całkiem literalnie wypięła na klasę nieśrednią niższą zwaną przez niego ludową. A liczne nieuprzejmości w kierunku osoby dzwoniącej tylko utwierdzają w przekonaniu, że dobrze się dzieje dziś w Polsce, bo można średniej dojebać.
@junoxe, to chyba nie całkiem tak, czyli nadmiar uproszczeń. Telefon tym różni się od telewizora, że nie ma wstępnej zgody na odbiór śmiecia wysyłanego przez Ludzików Z Firmy . Nawiasem, nie mam tv a w mojej liście kontaktów telefonicznych nie figurują Centra Rolowania Ludu.
Te połączenia to współczesna wersja „żebrania na śliczne niemowlę”, zasadnicza różnica w tym, że dziś żebrak pracuje nie dla siebie a na umowę dla Niewidzialnej Ręki Rynku.
@ telemach – komunikacja niewerbalna zawodzi zupełnie w przypadku osób z tikami nerwowymi (patrz np. kopropraksja). I nie da się niewerbalnie wyprostować zaburzonej komunikacji niewerbalnej, więc podejrzewam, że to właśnie tikacze doprowadzili do rozkwitu komunikacji werbalnej.
Ależ, drogi junoxe, ja jestem bardzo uprzejmy, bo poświęcam swój czas na rozmowę, której nie inicjuję i która mi nic nie daje. Uprzejmość moja sięga nawet dalej, bo sufluję kody kulturowe zastosowanie których przyniesie sukces w tej komunikacji. Co ja mogę za to, że nieskutecznie?
Babilasie drogi, to jest interesujące pytanie. Może niewystarczająco wytrwale niosłeś „w lud” kaganek oświaty?
Na przełomie XIX i XX wieku obowiązkiem moralnym każdego wybitnego intelektualisty (czyli osobnika obdarzonego przynajmniej tzw. małą maturą) było nieść ten kaganek niezależnie od tego czy lud przed kagankiem uciekał w popłochu (często) czy też do oświaty się garnął (nieczęsto). Taki imperatyw moralny, szczegóły u Struga Andrzeja, Zeromskiego Stefana i Rydla Lucjana.
Z chama nie wypadało się natrząsać, bo cham miał moralną przewagę wynikającą z braku winy za wielowiekowe zaniedbania na odcinku oświecania chama. .
I teraz dochodzimy do ciekawego momentu i dwóch pytań:
Czy sytuacja się zasadniczo zmieniła, a jeśli tak to dlaczego i o ile?
Czy Junoxe nie ma jednak trochę racji podchodząc do sprawy pragmatycznie i zakładając, że uprzejmość (zamiast szyderstwa) pomoże jej adresatowi się ucywilizować, a uprzejmemu się dowartościować?
Dorabiasz mi i genealogię, i imperatyw, telemachu. Za to ujmujesz uprzejmości (którą, powtarzam, okazałem w nadmiarze, vide supra). A pytania może i ciekawe, ale zadane w niewłaściwym kierunku. Mnie wystarczy świadomość, że gdy idzie o – wspomniane z satysfakcją przez Junoxe – „dojebywanie”, jestem poza zasięgiem tych, którzy chcieliby, a poza zainteresowaniem tych, którzy naprawdę mogliby.
@babilas: uprzejmie przepraszam, ale nie ma dosłownie nic uprzejmego w Twojej wymianie zdań z tą panią, vide supra. Wyrażam przekonanie, że jesteś tego świadom.
Cóż, przyjmuję z pokorą, że nemo iudex idoneus in propria causa, ale jednak pozostaje przy swoim zdaniu (Hier stehe Ich, Ich kann nicht anders) wyrażonym wcześniej w sposób, miałem nadzieję, zwięzły i zrozumiały. Jeśli ktoś nie potrafi lub nie chce tego poglądu przyswoić, albo – po prostu – ma inną opinię, przyjdzie nam się różnić w owej kwestii. Na tym kończę swój udział w tej wymianie myśli, życząc Państwu miłych, owocnych i (przede wszystkim) długotrwałych rozmów z telemarketerami płci obojga i proweniencji wszelakiej.