An entry […] – displayed as part of a 1929 Florentine exhibition on Fascist education – helped its readers form an image of the ideal Fascist elementary classroom. Its third-grade author, from nearby Pistoia, began her account with a brief overview of the school, which was beautiful and clean. Her classroom, too, was airy, newly painted, and even had three windows. It was also small, with the foremost of the thirty student desks practically touching the chalkboard. Still, she explained, the room contained many beautiful things. On the walls “there is Jesus, to whom we pray; there is the flag we salute when we sing; there is the King and the Duce. To them we also salute and say ‘Eia! Eia! Alalà!’”
Z 4-tego rozdziału Mussolini’s Children. Race and Elementary Education in Fascist Italy, Eden K. McLean, University of Nebraska Press, 2018.
Gdyby indoktrynowanie dzieci było aż tak łatwe i przyjemne jak wynika z zapisków tego lizusa to katecheci pracowaliby za darmo.
Indoktrynowanie dzieci jest łatwe, jak wynika chociażby z obserwacji obecnej sytuacji w Polsce. O przyjemnościach, stojąc zbyt daleko od uczestników tego procederu, nic nie wiem.
Opłakane skutki wprowadzenia religii do szkół polskich (z wpisaniem do Konstytucji, a jakże) pokazują, że coś poszło nie tak. Efekty są dalekie od zamierzonych, czyli indoktrynowanie dzieci nie jest łatwe.
Otóż, mówiąc w skrócie skrótu, dla wymyślenia czegoś takiego jak „włoskość” i utrwalenia tego w społeczeństwie, ideologia faszystowska musiała zająć się szczególnie troskliwie dwoma grupami: ludźmi z przeróżnych prowincji, prawie analfabetami, mówiącymi przeróżnymi dialektami, oraz młodzieżą. Tak, tak, przychylniejsi takim ruchom nie są troglodyci, a z lekka (choć może bez przesady) wykształceni ludzie. No i wpajano wiarę w związek ze starożytnością Rzymu, z rozprzestrzenianiem po świecie jego kultury, oraz z wyższością nad innymi ludami, szczególnie nie-białymi – to przy milczącym założeniu, że Włosi są biali.
(Aha, jest podobieństwo: Romus i Romulus, ale nasze odpowiedniki nie są wiązane z wilczycą a z kotami).
Czyli wszystko, czego trzeba dla sukcesu: w miarę zwariowane mrzonki osadzone w jakiejś przeszłości i bezustanne trąbienie na ten temat. Eia! Eia! Alalà!
I porównanie mówi: polski projekt nieuchronnie rozsypie się, bo gdzie tu ideologia? Chrystianizacja Europy? Niemrawo się do tego biorą, jadą do takich Niemiec czy do Belgii i przywożą euro (na prywatnych kontach) oraz porutę po kolejnych skandalach. Na ogół z pijackim podkładem. A z kolorowymi ludami, zamiast podbić je, wyssać do ostatniego minerału i zgrabnie obsobaczyć, boją się ich i ani jednej rodziny na parafię nie chcą przyjąć. Jedyny widoczny ważny projekt na średnią metę to rozniecić nienawiści i przy okazji bałaganu obłapić się do kresu możliwości.
I brak wsparcia dla firm, które by mogły stać się polskimi odpowiednikami Alfa Romeo, Olivetti czy Cinciani Group. A dobrze rozwinięty przemysł bicia w Kraju ludzi używających na ulicy obcych języków gwarantuje, że nie będzie tu zalewu turystów.
Więc porównywanie Kaczystanu z faszystowskimi Włochami raczej nie jest uzasadnione.
Ciekawe, bo w odróżnieniu od kwika uważam, że efekty są zupełnie zbieżne z zamierzonymi.
Wydaje mi się, że chodziło raczej o produkowanie praworządnych, proeuropejskich chadeków czyli elektoratu takiej partii jak PO, a nie PiS. Czyli jednak Rzepliński nie zasłużył na medal.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17311923,Czy_prezes_TK_zasluzyl_na_koscielny_medal__Oto_trzy.html
Pewien duszpasterz prosi, by napisała wiersz dla Ojca Świętego, który byłby odczytany w czasie Ogólnopolskiego Spotkania Młodych. Są nawet precyzyjne wskazówki: „zwrotkę dziewczęta, zwrotkę chłopcy, zwrotkę dziewczęta, zwrotkę chłopcy, zwrotkę wszyscy razem! (…) Kto nam napisze taki wiersz? (…) Proszę nas wesprzeć swoim talentem (…). W imieniu swoim, młodzieży i samego Ducha Świętego dziękuję za życzliwe potraktowanie naszej prośby”.
Więc były takie dobre czasy, gdy księża jeszcze grzecznie prosili…
Sądzę, kwiku, że chodziło raczej o stworzenie wyborców bezwolnego idioty-dewota, a to udało się pierwszorzędnie.
U nas zwykle wszystko idzie trochę na opak, więc choćby dlatego wątpię, że coś się udało pierwszorzędnie. Nie wiem na ile to efekt katechezy, ale religijność młodzieży stopniowo spada. Problemem jest natomiast brak zainteresowania polityką, młodzież to coraz bardziej egoistyczni karierowicze o zdrowych prawicowych poglądach.
https://ekai.pl/mlodziez-2016-religijnosc-mlodych-spada/
@kwik
@babilas
Nie wiem czy demonizowanie sił sprawczych zmian obserwowanych obecnie i przypisywanie im jasno sprecyzowanej wizji i celu jest uzasadnione. Jawi się to wszystko raczej jako wypadkowa celów cząstkowych, z których każdy z osobna jest dla czyniących „mniejszym złem” a kierunek przypomina ślady walca kierowanego przez grupę operatorów wyrywających sobie kierownicę.
Krótko: powolna faszyzacja kraju ( w sensie włoskim) jest bardziej efektem ubocznym niż zamierzonym. Nikt (z wyjątkiem może miłośników wafelka) nie chce tam, dojechać dokąd się walec toczy. .
@kwik:
„o zdrowych, p r a w i c o w y c h poglądach”?
Wywnioskowałeś z czego? Bo jak czytam:
Na pytanie: “która partia bądź ugrupowanie polityczne najbardziej ci się podoba”, 49% respondentów odpowiedziało – żadna, 29% – nie wiem, 5% – PiS, 4% – Wolność (KORWiN), 4% – Kukiz’15, 3% – Nowoczesna, 1% Ruch Narodowy, 1% – Ugrupowanie Zbigniewa Stonogi.
to ogarniają mnie pewne wątpliwości.
Nie chodzi o poparcie dla konkretnej partii, ale egoizm, „co ja z tego będę miał”.
Oczywiście, telemachu, że nie ma tutaj żadnego celu i wizji, wszystko improwizuje się na bieżąco zgodnie z teorią i praktyką ‚mądrości etapu’ – ale to w żaden sposób mnie nie uspokaja, wręcz przeciwnie. A co faszyzacji w stylu włoskim: są pewne mimetyczne podobieństwa (fascynacja własnym głosem, miny, zamiłowanie do celebry), ale jednak są istotne różnice: Mussolini, przynajmniej do 1943, posiadał zupełnie realną władzę, no i Włochy w czasie jego rządów rozwinęły się gospodarczo w stopniu znacznym.
@telemach podoba mi się ta obserwacja że faszyzm powstaje ‚przy okazji’, jako suma pewnej liczby różnych (czasami bardzo różnych) zjawisk z których żadne w osobności faszyzmem nie jest a nawet czasami wygląda na rozsądne i pożyteczne. Ale jaka jest definicja faszyzmu (pytam, bo autentycznie nie wiem) – czy czasem nie taka że potrzebne są określone elementy które, jeśli występują razem, to tworzą właśnie ów faszyzm? To by był przypadek kołowej logiki (albo samospełniającej przepowiedni).
A i z jakiegoś powodu te elementy ‚lubią’ występować razem, tak jakby nie dało się ich rozdzielić i realizować tylko fajnych bez powołania do życia wszystkich niefajnych (to oczywiście na bazie pobieżnej znajomości historii oraz kilku przykładów które jakoś mi się jedne z drugimi kojarzą, ale nie będę tu wątłymi wiadomościami popierał swoich stwierdzeń, bo czuję że tak łatwo to przychodzi z powodu ignorancji)