Parę zdań i nie ma noma

Żywotność NOMA (Non-Overlapping Magisteria – nienakładające się magisteria) bierze się nie tylko z nagród przywiązanych do tej idei czy obronnej taktyki teologów użytecznej w czasach gdy przymiotnik „naukowy” jest dobrze widziany, ale i z tęsknoty za tzw. „świętym spokojem”. Może powinno to się nazywać „nie kłóćcie się chłopcy (i dziewczyny), wszystko się dobrze skończy”.

Ale oprócz składników psychologicznych (czy monetarnych) ta żywotność ma też oparcie w nieporozumieniu językowym, w traktowaniu nauki jako źródła pewności, czyli oddalaniu wątpliwości i nierozumienia.

Parę zdań komentarza, który Carlo Rovelli zamieścił w artykule W nauce nie chodzi o pewność cenniejszych jest niż długie eseje na ten temat i nie zostawia wiele miejsca na nadzieje „a może to się da wsadzić razem do jednej puszki”. Choć jest (dla wierzących a chcących) i inne rozwiązanie: mieć swoje własne i bardzo odmienne pojęcie o nauce.

Rovelli pisze o

[…] konflikcie biegnącym przez stulecia między myśleniem naukowym i religijnym. Często są tu nieporozumienia. Problem tu stojący to pytanie czemu nie mielibyśmy żyć razem szczęśliwie i czemu ludzie nie mieliby modlić się do swoich bogów i badać wszechświat bez tych stałych spięć? Otóż one są nieco nieuchronne, ale z powodu wręcz odmiennego od przedstawianego. Nieuchronność nie bierze się stąd, że nauka rzekomo zna odpowiedzi. Jest wręcz odwrotnie – bo myślenie naukowe to stałe przypominanie nam, że nie znamy odpowiedzi. W myśleniu religijnym jest często nie do przyjęcia nie uczony mówiący „wiem…” ale uczony mówiący „ja nie wiem i skąd ty możesz wiedzieć?” Wiele religii – czy też pewne religie, a może też pewne ujęcia religijności, opierają się na idei, że musi być jakaś prawda, na której należy się opierać i nie kwestionować jej. Ten sposób myślenia jest oczywiście podważony przez podejście oparte na stałym rewidowaniu i to nie teorii, ale podwalin naszego myślenia.

5 myśli na temat “Parę zdań i nie ma noma

  1. Na szczęście zawsze można przeczytać Goulda żeby zrozumieć po co i dlaczego wymyślił NOMA. Chciał dobrze, tzn. nie tyle chodziło mu o ratowanie religii przed nauką co podkreślenie, że akceptacja teorii ewolucji nie wymaga większych duchowych wyrzeczeń. Wyszło jak wyszło.
    http://www.stephenjaygould.org/library/gould_noma.html

    Tak czy owak nie ma chyba powodu wymagać, żeby ktoś badający naukowo i pożytecznie np. nowotwory jelita grubego musiał być koniecznie agnostykiem w duchu Rovelliego. Ale już wywalenie z pracy biologa „nie wierzącego” w ewolucję wydaje się całkiem uzasadnione.

    Biologist fired for beliefs, suit says.

  2. Skruszony przyznaję, że powinienem był przed pisaniem przeczytać esej Goulda. Tym bardziej, że mam w komputerze Leonardo’s Mountain of Clams and the Diet of Worms. Więc moja zgryźliwość (okryta tarczą uwag Rovelliego) dotyczy w istocie swojej raczej nastawień wiązanych z nagrodą Templetona.

    (Przepisuję Twoją linkę tak, żeby nie wystawała na prawo. Gdyby była na lewo, zostawiłbym w spokoju).

  3. Gould raczej by nagrody Templetona nie dostał, nawet gdyby żył dużo dużo dłużej. Tu zacytuję z drugiej albo trzeciej ręki:

    “We are here because one odd group of fishes had a peculiar fin anatomy that could transform into legs for terrestrial creatures; because the earth never froze entirely during an ice age; because a small and tenuous species, arising in Africa a quarter of a million years ago, has managed, so far, to survive by hook and by crook. We may yearn for a ‘higher answer’– but none exists.”

    — Stephen J. Gould, interview, Life (December 1988). Cited in Who’s Who in Hell edited by Warren Allen Smith.
    

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s