Pierwsze kroki i kopniaki przyszłego prezydenta

28 października tego roku Jair Bolsonaro został wybrany (w wyborach, które są obowiązkiem dorosłych obywateli do 70 roku życia) prezydentem Brazylii.

Kapitan rezerwy, od 17 lat poseł niższej Izby Parlamentu (Câmara dos Deputados), już dawno zasłynął zaskakującymi wypowiedziami, wystarczająco radykalnymi, by trafiły do znanych dzienników telewizyjnych, ale w obecnych czasach takie wypowiedzi spowszechniały i słychać je u kandydatów wielu krajów i ich siła szokowania blednie.

Czasami stając się elektem kandydat tonuje wypowiedzi i można było sobie wyobrazić, że tak było i z Bolsonaro, gdy oznajmił: nie mogę popełnić błędów, bo PT wróci [do władzy] – to było odmienne od przekazu gestami w czasie wyborów, gdy imitował rozstrzeliwanie ludzi z Partii Pracowników. Nawiasem, PT wróciłaby już w tym roku do władzy – wszystkie prognozy wskazywały, że Lula wygra wybory prezydenckie w pierwszej turze – gdyby nie bardzo pomocny wyrok sędziego Sérgio Moro, skazującego Lulę na wiele lat więzienia. Powodem była korupcja Luli (posiadanie mieszkania Guarujá, na co nie ma dokumentów, ale są zeznania innych podsądnych, wynagradzanych zmniejszeniem wyroku za mówienie całej prawdy o innych podejrzanych) – i za dzielne swe działania Sérgio Moro będzie w nowym rządzie ministrem Sprawiedliwości.

Niestety oznajmienie, że nie może popełniać błędów zostało wygłoszone w jednym ciągu z informacją, że zamierza zakończyć relacje dyplomatyczne z Kubą, bowiem Brazylia z tym krajem ma niewielkie obroty handlowe, a program Mais Médicos (Więcej Lekarzy) daje aż 75% poborów rządowi kubańskiemu i ma wiele innych braków, jak infiltracja agentów oraz nieludzkie rozdzielenie rodzin kubańskich lekarzy.

Zatrudnianie lekarzy z Kuby nie było pomysłem PT, lewicy ani cyklistów. Pierwszy gubernator stanu Tocantins, Siqueira Campos (ze zdecydowanie prawicowej partii PFL) zatrudnił w 1998 roku ponad 140 specjalistów kubańskich i mimo gwałtownych protestów Regionalnej Rady Lekarskiej i procesów sądowych program był utrzymany do 2005 roku. Jego pamięć i brak lokalnych kandydatów na lekarzy w brazylijskim interiorze (czytaj: zadupiu, choć czasami to i spore miasta, lecz dalekie od Rio de Janeiro) sprawiły, że program taki, lepiej już osadzony prawnie, pod nazwą Więcej Lekarzy, został zatwierdzony w 2013 roku przez brazylijski Parlament. Oczywiście przy bezustannych protestach Federalnej Rady Lekarskiej, zarzucającej Kubańczykom niekompetencję, brak doświadczenia, nieznajomość kultury brazylijskiej itepe, itede. A projekt ciągle dawał przy zatrudnieniu pierwszeństwo lekarzom brazylijskim, lekarzom z innych krajów, a dopiero potem lekarzom kubańskim.

Przypomnę, że Jair Bolsonaro był w tym okresie posłem i bardzo intensywnie działał, by zlikwidować ten projekt. Czasami argumentował, że z lekarzem przyjedzie jego wielka rodzina, czyli potencjalni szpiedzy, czasami, że przyjeżdżając samotnie lekarka zostawi na Kubie swoje dzieci i nie zobaczy ich przez parę lat, czyli jest potworem.

W istocie, rząd kubański zatrzymuje sporą część zarobków (obecnie US$245, uprzednio US$600), formalnie do dyspozycji lekarza gdy wróci na Kubę. Na rękę dostaje tu lekarz US$1.000. Dużo mniej niż zarabia lekarz brazylijski, ale da się żyć, no i to dużo, dużo lepiej niż na Kubie.

Kto zna realia pracy zagranicznej w czasach PRL wie, że z owych depozytów na Kubie najwięcej radości chyba ma ich rząd, ale zanim oburzymy się, że rząd kapitalistyczny daje pieniądze komunistom (minus 5% dla Organização Panamericana de Saúde, Panamerykańskiej Organizacji Zdrowia, która pośredniczy w całym tym przedsięwzięciu), warto sobie porobić drobne rachunki. Otóż jeśli tych kubańskich lekarzy jest tu koło 8.300, to trzeba było na studiach 6-letnich – załóżmy, że każdy rocznik miał 100 studentów – kształcić ludzi przez 10 cykli przynajmniej na 8 akademiach medycznych i ich wszystkich wysłać do Brazylii. Za darmo? Piękny prezent.

Następnego dnia po wywiadzie Bolsonaro rząd kubański oznajmił, że wycofuje wszystkich swoich lekarzy na Kubę. I prawie natychmiast 196 Kubańczyków opuściło Brazylię. Bolsonaro twierdzi, że to byli wojskowi i agenci kubańscy.

Drobna komplikacja: z tych 8.300 osób 1.400 zawarło związki małżeńskie w Brazylii. I wedle tutejszych praw, jeśli mają dzieci, nie wolno ich wysłać dokądkolwiek, jeśli sami nie będą chcieli jechać.

A z mojego maleńkiego oglądu wiem (przypadkiem dowiedziałem się, bo na szczęście nie potrzebowałem iść tam), że w sporej dzielnicy Vila Nova mojego nowego miejsca zamieszkania przychodnia zdrowia zawiesiła wszystkie wizyty lekarskie. Jedyna lekarka pracująca tu to Kubanka i jeśli znajdę chwilkę czasu i ciekawości, wpadnę tam, żeby zasięgnąć języka co się dzieje. Odwiedzająca nas pani z agencji zdrowia (chodzi po domach i radzi różne rzeczy) mówiła parę miesięcy temu, że to bardzo dobra i ceniona specjalistka.

Tyle jeśli chodzi o zdrowie. A co do bezpieczeństwa, może być ciekawie, bo w tym samym wywiadzie Bolsonaro oznajmił zamiar przeniesienia ambasady brazylijskiej z Tel Awiwu do Jerozolimy. Jak dotychczas, nie było tu gwałtownych zajść antysemickich, a polityka zewnętrzna była dość zrównoważona i ani Żydzi ani Arabowie szczególnie nie narzekali. A Arabów (z różnych fal emigracyjnych) jest tu sporo. Domyślam się, że ta decyzja o ambasadzie przyniesie Brazylii znaczne korzyści choć nie domyślam się jakie. Myślę, że pan prezydent wkrótce to wyjaśni.

4 myśli na temat “Pierwsze kroki i kopniaki przyszłego prezydenta

  1. Wygląda na to, że Brazylia wstaje z kolan. Epidemia jakaś, czy co?

  2. Bardzo zafascynowała mnie koncepcja „pani z agencji zdrowia” (odwiedzającej). Czy to jest ktoś, kto mówi „idźcie, ludzie, do lekarza zanim będzie za późno”, czy też wręcz przeciwnie, ktoś kto radzi, żeby z byle gównem do doktora nie chodzić. Czy to ktoś w rodzaju pielęgniarki środowiskowej, czy też osoba bez formalnych kwalifikacji medycznych?

  3. Michale, nie wiem jakie jest medyczne wykształcenie tej pani ale chyba to kurs (może i paruletni?) po szkole średniej. Na pewno ma lepszą orientację w sprawach dotyczących zdrowia publicznego niż panie odwiedzające nas we Floripie, które zajmowały się głównie uświadamianiem ludzi jak nie tworzyć hodowli komara Aedes aegypti – w niektórych powiatach groziła epidemia dengi. One tylko mówiły o spodkach pod doniczkami, o oponach używanych do huśtawek i podobnych kryjówkach dla młodych komarków. A tutaj termin pielęgniarki środowiskowej wydaje się trafny. Sądzę, że nie odwiedza mieszkań w centrum ale powiadamia ludzi mieszkających w strefie podmiejskiej o usłuchach ośrodka zdrowia i zbiera informacje, które z pewnością są potrzebne przy administrowaniu nie tak dużymi zasobami municypalnymi, które rada miasta może przeznaczać na troskę o zdrowie obywateli.

    Przypuszczam, że jest tu też dyskretna forma nadzoru sposobów, w jakie ludzie spełniają swoją władzę rodzicielską – kto chce, niech wybrzydza, że to krok do dyktatury, ale dbałość o zdrowie psychiczne dzieci widzi mi się wartością pierwszego rzędu. Ponadto, w rozmowie z V., gdy byłem oddalony, powiadomiła ją, że ośrodek zdrowia udostępnia gel do nawilżania pochwy, a także (dość delikatnie) wywiadywała się czy pomagam jej w obowiązkach domowych czy też wszystko zrzucam na nią. Tego typu akcja nie wydaje się z inspiracji kościelnej (katolickiej czy protestanckiej), więc kto wie czy nowy prezydent zawierzający wszystko Bogowi (także losy swoich trzech żon) nie ukróci podobnych działań, no bo po co kobiety mają za wiele wiedzieć o swoich możliwościach i prawach.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s