Mówi mój przyjaciel, że była oficjalna niechęć do kóz w PRL, bo rolnik, zmuszony do codziennego odstawiania mleka, przyprawiał je domieszką mleka kozy. Ten dodatek sprawiał, że mieszanka była bardziej tłusta i zlewnie w gromadach (czytaj we współczesnym polskim: w gminach) były zobowiązane płacić wyższą niż chciały stawkę. Nie wiem (przyjaciel nie mówił o tym) czy nastąpiła rzeź koźlątek czy ustanowiono jakiś straszny podatek od kozy, ale podobno zanikły w polskim krajobrazie. I tylko ostatnio stają się modne i szykowne, nie mówiąc już o tym, że homeopatyczne.
Czy wśród osób odwiedzających mój blog ktoś zna tę historię w szczegółach czy może to taki kozi fake news i dałem się nabrać na ciekawie wyglądającą historyjkę?
Kozy za PRL, zaraz po wojnie, ale potem tez, kojarzyły się z biedą. Normalny rolnik jak juz się „odkuł” to wolał mieć krowę. Krowa daje duuuuzo więcej mleka, nie ma ono tego charakterystycznego smaku i zapachu, no a potem niemleczną krowę zawsze mozna do rzeźni…
A mięso kozie w Polsce bylo jeszcze mniej popularne niz mleko kozie i kojarzylo się ze starym, capiącym kozłem i skrajną bidą. Nikt nie chcial tego jesc.
Co poza tym. Krowa jest wbrew pozorom łatwiejsza w obsludze tak na wielką skale, jak i na małą. Agricorpo hoduje krowy, ktore wlasciwie nie widzą swiatla dziennego, stoja non-stop w oborze i są karmione soja/kukurydza czy co tam najtansze w danej chwili.
Mały rolnik ma pastwisko, jak raz na dzien kołek do ktorego przywiazana jest krowa przestawi w inne miejsce, to krowa będzie poslusznie w tym miejscu żrec i nie trza jej stac nad glową, wystarczy wieczorem przyprowadzic do obory.
A koza…ło panie, koza wszędzie wlizie, kazdy kolek zerwie, płot wykopie i spierdzieli żreć tam, gdzie uzna ze nasmaczniej. Kóz trzeba pilnowac, albo miec szczelnie ogrodzone pastwisko drutem pod prądem, bo zeżrą caly ogrodek wlasny, sąsiada i jeszcze klomby proboszczowi…
…..
No a teraz powoli wraca moda na kozy….
[wszystko co powyzej napisalam wiem od mojej babki, ktora cale zycie na roli w Polsce B spędzila, oraz od matki, ktora 1/3 zycia na roli spędzila].
O domieszkach mleka kóz do krowiego nie slyszalam.
@futrzak, to wszystko jest ciekawe i że jest prawdą w dużej części wiedziałem, ale nie zawracałbym głowy ludziom różnicami kulturalnymi i ekonomicznymi między krowami i kozami (a do nich mogę dodać z brazylijskiej perspektywy, że koza jest w stanie obeżreć całe drzewko cytrynowe, a nie słyszałem o tak niegodnym zachowaniu się krów). Ale mnie chodzi właśnie (i prawie wyłącznie) o tę historię z polepszaniem przez polskich niedobrowolnych dostawców mleka jego zawartości tłuszczu przy pomocy kóz i o energicznym zwalczaniu tego przez socjalistyczne (czy jak dziś mówią: komunistyczne) władze.
Obawiam się, że wiedziony chęcią opowiedzenia historyjki zaniedbałeś podstawowy obowiązek sceptyka.
Z moich źródeł wynika, że mleko krowie jest bardziej tłuste od koziego.
https://www.koerper.com/erstaunliche-vielfalt-milch-von-kuh-schaf-ziege-und.html
Co z tego wynika?
Może z tego wynika, telemachu, że nie jestem sceptykiem 24/7 ale dane z Twojego linku niekoniecznie zamykają kwestię. Różnica między 4% a 3,7% może mówić coś o krowach i kozach hodowanych dziś, ale nie zdziwiło by mnie gdyby polska powojenna krowa osiągała dużo niższe wyniki tłuszczowe. A kozę mogła cieszyć byle przydrożna trawa.
A tutaj piszą, że wręcz odwrotnie (koza 4,14; krowa 3,34). Ale to kozi portal, dane mogą być zmanipulowane. Jak mawiał poeta, tłuszcz tłuszczowi niejednaki, krowa kozie nie dorówna. I coś tam jeszcze o gównach było, ale nie pamiętam.
Z logiką nie byłem nigdy dobrze zaprzyjaźniony, ale wyobrażam sobie, że aby proceder „dotłuszczania” kozim mlekiem był skuteczny, to musiałoby być ono znacznie bardziej tłuste niż krowie (a nie jest, jeśli w ogóle) albo musiałoby go być (procentowo) dużo – a proste porównanie rozmiarów obu zwierząt daje pogląd na ich możliwości mleczne.
Poza tym pozostaje jeszcze argument anachroniczno – demagogiczny: krótki spacer po segmencie nabiałowym marketu daje pogląd na relację ceny mleka krowiego i koziego (w Polsce mniej więcej trzykrotność), więc raczej bym fałszował kozie dolewając doń krowiego.
andsolu drogi, jak się uprzemy, to każdą kwestię zawsze możemy pozostawić niedomkniętą. Posłużę się w takim razie metodą staroświecką i podłą (czyli spróbuję sprowadzić sprawę do absurdu)
Zadanie tekstowe:
Załóżmy,że mleko kozie ma (nawet) o 0,5% tłuszczu więcej niż krowie. Ile kóz musiałby hodować (i codziennie wydoić ręcznie) rolnik posiadający 10 krów aby zwiększyć zawartość tłuszczu w mleku krowim o 1% przy (zupełnie realnym i opartym o źródła) założeniu, że (przeciętna) roczna mleczność kozy (karpackiej) wynosi 500kg, a krowy 8000 kg/rok?
Historyjka z fałszowaniem mleka oczywiście absurdalna, co telemach pięknie pokazał. Kozy zniknęły z różnych powodów. Czy niechęć była oficjalna? Wątpię. Kozy kojarzyły się z zacofaniem, w telewizji trudno było zobaczyć kozę, chętnie za to pokazywano krowę rekordzistkę podpiętą do automatycznej dojarki (a dla równowagi spust surówki z wielkiego pieca albo wodowanie drobnicowca). Ale kozie mleko zawsze uchodziło za zdrowe (pewnie dlatego że niesmaczne), a że PRL dbał o zdrowie swoich obywateli, więc bez trudu znalazłem materiał filmowy z kozą przedstawioną pozytywnie. Wodowanie drobnicowca przy okazji.
http://wkazimierzudolnym.pl/zydowskie-kozy.html
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5558
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/11182
Tak, przyznaję, że zbrakło mi chwili zastanowienia się, po której bym obśmiał tę historyjkę. Zostało pytanie skąd to się wzięło. Zapytałem przyjaciela gdzie to zasłyszał. „Wszyscy to mówili.” No tak, wszyscy mówili, że czarna Wołga porywała dzieci i widać w tym było powszechną sympatię dla użytkowników czarnych Wołg. Wszyscy mówili, że w powojennym Szczecinie Niemcy rzeźnicy chwytali ludzi i przerabiali na parówki – tu ujawniało się odreagowywanie na potworności wojenne, przy użyciu dobrze znanego tematu o Żydach chwytających chrześcijańskie dzieci na macę.
Ale komu i jak wadziły kozy?
Przy okazji linek kwika, skąd Kronika Filmowa brała wówczas takie liczby jednocześnie uśmiechniętych dzieci? Zdaje się w dyktaturach łatwiej o uśmiech, filmiki niemieckie z lat Hitlera też były bardzo uśmiechnięte, a teraz jak wyjść na ulicę, zawsze widać zatrzęsienie ponuraków.
Gliński z Ziobrą chyba by sobie poradzili z niedostatkiem uśmiechu.
Kozy nie musiały nikomu przeszkadzać, u nas hodowane były tylko dla mleka (w wersji prosto od faktycznie zdrowszego, bo kozy nie chorują na gruźlicę). Gdy mleko krowie stało się zdrowe i łatwo dostępne zabrakło powodu do hodowania kóz. Mechanizacja hodowli krów była łatwa, więc postęp działał na niekorzyść kóz.
Owce nikomu nie wadziły, a przecież ich hodowla po upadku PRL niemal zupełnie zanikła. Zapewne dlatego, że przestała się opłacać.
Ach, kwiku, w zwrocie „komu i jak wadziły kozy?” nie chodziło mi o to kto je wykończył (bo po Waszych uwagach sprawę mam za rozstrzygniętą), ale o to kto wymyślił ową historyjkę o mieszaniu mleka – i czemu ona służyła.
A o krowach z gruźlicą inny przyjaciel opowiadał mi kiedyś historyjkę dużo mocniej opartą w rzeczywistości, o jedynym w peerelu strajku ubecji. Otóż pewnego dnia Gomułka postanowił odwiedzić PGR-y w jakiejś miejscowości i ekipa przygotowująca wizytę zadbała o błyskawiczne oddzielenie chorych krów i wysłanie ich na odległe pastwiska. A że była to sprawa ważna i delikatna (niechby jakiś wraży dziennikarz dowiedział się o tym…) do pilnowania dostępu do owego pastwiska oddelegowano grupę ubeków. A oni postawili się, że nie będą pastuchami.
Mieli chłopcy swą dumę zawodową.
Historyjka z dolewaniem chyba nieźle wpisuje się ramy mitologii najweselszego baraku w obozie, gdzie zaradny Polak przechytrzał wredne władze na każdym kroku i nawet polskie kozy walczyły z komuną i padały ofiarami. Czyli ku pokrzepieniu serc.