Szkoda, że historycy nie zadbali, by uwydatnić farsowe strony Napoleona, bowiem wyrósł na mit i legendę, budząc podziw przez wojskowe podboje i inspirując kult walecznego supermana. Jego działania były szczególnie szkodliwe dla Niemców, którzy jednocześnie podziwiali go a także pożądali zemsty za upokorzenia, którym ich poddał. Gdyby mogli go wyśmiać, mieliby swoją zemstę przy dużo niższym koszcie dla ludzkości.
Człowiekiem, który miał odwagę wyrazić opinię bardzo odmienną niż prawie wszyscy historycy (i napisał to w wydrukowanej w 1957 roku książce „Understanding History and Other Essays”) był Bertrand Russell. Uderza w tych zdaniach klasyczny understatement, no bo i po co rozwlekać się w hipotezach – przecież wszyscy wiedzą jaki i kiedy był ciąg dalszy.
Nie, drogi Andsolu, z całym szacunkiem, ale stosunek współczesnych mu Niemców (którzy podówczas byli zupełnie innymi Niemcami niż dajmy na to po 1830), był w stosunku do Napoleona o wiele bardziej złożony. I z pewnością bardzo zróżnicowany.
Nie żebym chciał dyskutować z tezami Russela.
Jednak nie należy zapominać, że niemiecka niechęć do Napoleona wyrosła na gruncie historiografii państwa narodowego, którego inicjatorem był – chcąc, nie chcąc, właśnie Napoleon. A w pierwszym dziesięcioleciu XIX wieku sytuacja była skomplikowana. Napoleon wyważył w Niemczech wrota feudalizmu i przyniósł (również na bagnetach) oświeceniowe rozumienie prawa i idei obywatela. To, że obywatel, po tym jak przestał być poddanym przekształcił się w niemieckiego patriotę i doszedł do wniosku, że N. jednak był tyranem, to już późniejsza historia.