Ale jeśli są nimi prezydent i premier kraju, to nie mamy wyboru. Pozornie to są ludzie wykształceni i znający języki a także nieco historii, ale optujący za używaniem węgla na skalę krajową jak gdyby nigdy nie słyszeli o londyńskim Wielkim Smogu z roku 1952.
Być może ich praktyki sugerują, że gdy ciemny dym będzie oplatał miasta, lud padnie na kolana i duszne powietrze wypełni błaganiami, a nasza królowa zrobi kolejny cud, nie licząc na pomoc jakiegoś Piłsudskiego. Świetnie, niech w to wierzą – ale czy zgodzą się, że jeśli (jak wtedy w Londynie) w trzy dni umrze 4 tys. osób, a kolejnych 100 tys. odcierpi to chorobami, to oni złożą na samych siebie donosy do prokuratury za masowe mordowanie Rodaków?
Tak, to retoryczne pytanie. Ich dotychczasowe działania sugerują co uczynią: oznajmią, że lud nie dość intensywnie się modlił. Albowiem gdy idiota doprowadza do katastrofy, nie doznaje olśnienia, że jest idiotą, ale mamrocze, że los (Allach, Bóg) tak chciał.
No cóż, łatwiej uwierzę, że to psychopata, a nie bóg chciał, by Duda był prezydentem, a Morawiecki premierem.
Jeżeli dym z mojego ogniska wiatr nawiewa na Twoje podwórko, to smog u Ciebie nie będzie miał zapachu Twoich świeczek z aromatem. Smog niesie się z wiatrem, ten najczęściej wieje wiadomo z jakiego kierunku. Odnawialność energii (paliwa) po czterdziestu latach to majstersztyk mariażu biologi z energetyką. Ile hektarów trzeba gruntów trzeba zasałonić dla wyprodukowania energii w potrzenej dziś, a ile jutro? energii. Jak utylizować zepsute ogniwa i ile ich będzie co roku? A może tak skrzyknąć się i zadecydować o ograniczonym użytkowaniu automobili? Paliwa te z „węglowodanów” zaoszczędzone tym sposobem zużyć w energetryce?
Koszty ciągnione nie mogą przekraczać zysków doczesnych. Inaczej wcześniej się zamordujemy niźli trując się bez wynalazków.
Hm.
Najwyraźniej w starciu z ludzkością nie mamy żadnych szans.