Przychodnia zdrowia, jedno z przedmieść miasta mającego 66 tys. mieszkańców. Jakoś przetrwała wydalenie na początku roku kubańskiej lekarki (jednej z tysięcy ofiar furii prezydenckiej) – ten kawałek kraju jest całkiem ucywilizowany i młodzi lekarze nie obawiają się podejmowania tu pracy. Spokojnie, bez kolejek. Widzę wręczanie z mini-apteki w pokoiku za recepcjonistkami przeróżnych leków. Ludzie biorą, nic nie podpisują. Panie wręczające leki zaznaczają na recepcie datę wręczenia.
Na ścianie przezroczysta gablotka z opisem „Use camisinha” czyli używaj prezerwatywy. Kto chce, bierze. Coś mi mówi, że przychodnia nie była poświęcona przez księdza – no tak, tu to by był zupełny skandal, znaczna część mieszkańców to protestanci i choć należą do różnych kościołów, wyobrażam sobie jak by zjednoczeni podnieśli larum widząc takie przedstawienie. Ale czy bez pobłogosławienia prezerwatywy poprawnie działają?
Bardziej bym się obawiał o działanie poświęconych prezerwatyw…
No w istocie, był taki film „Ojciec Szpiler”, reżyser Vinko Brešan.