Gdy chodzi o czystość naszego pożywienia nie możemy wchodzić w wątpliwe kompromisy, które w gruncie rzeczy uznają i umacniają najgorsze strony kapitalizmu. Wprawdzie używanie nawozu zwierzęcego jest powszechne i rozgrzeszane zwrotem „nawóz naturalny”, ale chwila zastanowienia rzuca tu solidne wątpliwości. Czy ktoś zbiera w lesie odchody rysia, sowy czy dzika, by obłożyć nimi swój ogródek? Oczywiście korzysta się z przemysłowej hodowli bydła i ich ekskrementów, czyli wchodzi się w symbiozę z kapitalistycznym cyklem produkcji wołowych befsztyków.
Innym, niekiedy przeoczanym zjawiskiem w ogrodowej hodowli, jest wykorzystywanie w glebie pracy robaków. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że robak to zwierz, kto miał choć jedną lekcję biologii, wie o tym. Ideowi weganie przesiewają ziemię na grządkach, by wydobyć stamtąd robaki i zostawić je na uboczu w świętym spokoju.
Przy zachowaniu tych prostych i ważnych zasad nasze jedzenie będzie miało zupełnie inny smak, a my przyczynimy się do zachowania Ziemi w jej naturalnym stanie.
Drogi Andsolu,
wchodzisz w dyskusję, z której możesz (aczkolwiek nie musisz) wyjść potężnie upaprany. Albowiem weganizm mało ma wspólnego z dietetyką, jest on głównie wyznaniem wiary. A wszelkie spory z wyznawcami prowadzą w nieuchronny sposób do okładania się krucyfiksami, również tymi natury pozornie racjonalnej.
Ja ze swojej strony zadaję weganom zazwyczaj nieśmiałe pytanie, czy posiadają w swym uzębieniu oprócz siekaczy również kły. I co mają zamiar z tym faktem począć.
@Telemach ale o to właśnie chodzi, kły są niezbędne. Na przykład dla krów weganizm nie ma żadnego sensu.
@telemach, „10 Recent Views”. Kto i z kim miałby to coś paprać?
Ja zaś czekam, kiedy czułe ucho usłyszy płacz brutalnie skrobanej marchewki lub szatkowanej kapusty…
@tetryk: pewien znajomy utrzymywał, że pomidory lubią być jedzone, bo to podnosi szanse ich sukcesu reprodukcyjnego. Myślę, że przypisywał im nadmiar świadomości klasowej, ale czort wie, może tajemna więź łączyła go z pomidorami.
Weganie już dawno na to wpadli:
https://www.ogrodinfo.pl/nawozenie-i-technika/weganie-bez-obornika-prosze
Wypada też zauważyć, że największe kły ma hipopotam.
@kwik: łoboże. To nawet przy absurdalnych kpinach trzeba zrobić risercz czy gdzieś nie stoi na ołtarzyku..
Ja protestuję.
@kwik:
Może i ma największe, ale dolne i one do niczego nie służą. Dolne się nie liczą. Natomiast górne w połączeniu z siekaczami wskazują niedwuznacznie na ewolucyjny zamiar spożywania sztuki mięsa.
Uzębienie heterodontyczne świadczy o tym, że jesteśmy wszystkożercami.
O niemożności syntezy witaminy B12 już nie wspomnę. Przemysłowa synteza możliwa jest dopiero od 1972 roku. Czyli weganizm (bez uszkodzeń układu nerwowego i złośliwej anemii) możliwy jest dopiero od niecałych 50 lat. Jak się ludzkość dotelepała do 1972 – weganie nie wyjaśniają tylko zaczynają zachowywać się agresywnie.
@andsol
Nie tylko Ty protestujesz. Zapoznaj się proszę z drugim komentarzem pod zalinkowanym przez Kwika artykułem. Możesz liczyć na wsparcie, czy Ci na takim wsparciu akurat zależy, to już inna sprawa.
@telemach: to tylko punkt widzenia. Jeśli hipopotam zawiśnie w pozycji nietoperza, od razu te kły stają się dolne – czy wtedy już do czegoś służą?
A śliczny komentarz, w samej rzeczy. Bardzo rzeczowa i energiczna obrona obornika.
Argument z kłów nic nie warty, bo Hominidy nie używają ich do zdobywanie pożywienia, a człowiek ma mniejsze niż szympans. Co do B12 to pewnie wystarczyło pić brudną wodę, jeść niemytą marchew prosto z (zasranej) ziemi i robaczywe czereśnie. Tak czy owak dziś nawet higieniczny weganizm jest już praktycznie możliwy.
Ze względu na katastrofalne zmiany klimatu i rosnące zagrożenie epidemiczne najwyższa pora przestać śmiać się z wegan i zacząć traktować ich jak pionierów cierpiących dla dobra ogółu.
Myślałem o tej dyskusji jadąc dziś rano za ciężarówką pełną kur, na dodatek syn który był ze mną w samochodzie również chciał wiedzieć skąd i dokąd jadą.No i ta sama myśl mnie naszła co i kwika – może i weganizm to pseudo-religia, ale na drugim końcu mamy cały przemysł bazujący na zabijaniu zwierząt. I, jak to z przemysłem bywa, proces produkcyjny jest dość skrzętnie ukryty przed ludzkim wzrokiem i dociekliwością – z rzadka tylko zdarza się zobaczyć te zwierzęta jeszcze w swojej naturalnej postaci, i pewien dysonans chyba jest (i powinien być) nieunikniony.
Ja wiem że B12, kły i wyższa konieczność biologiczna, ale czy aby na pewno jest to konieczność a nie tylko rozpasanie i wygoda? W ostatnich miesiącach okazało się że jednak jest możliwe to co wydawało się niemożliwe, a konieczność okazała się tylko przyzwyczajeniem. No bo jak to możliwe że ludzie przestają dojeżdzać do biur a nie następuje katastrofa ekonomiczna? Że nieosiągalne w żaden sposób ograniczenia w emisji spalin, zużyciu paliwa czy innych surowców nagle stały się rzeczywistością i przekroczyły najbardziej nierealistyczne, wieloletnie plany i wytyczne? Oczywiście nie będzie to trwać wiecznie i niedługo pewnie powróci wszystko do swoich wydrążonych latami korytek, ale chyba nikt już nie uwierzy że nie da się ograniczyć ludzkiej konsumpcji w żaden sposób bo takie są prawa przyrody.
Weganie nie są żadnymi pionierami, w religiach wschodnioazjatyckich taka dieta (mniej lub bardziej ścisła) istnieje od wieków.
https://en.wikipedia.org/wiki/Veganism#Religious_veganism
Agnes – raczej mniej niż bardziej, bo to wszystko laktowegetarianie. Ścisły weganizm jest nowinką.
Kły jak kły. Zapytajcie waszego ortodontę o łamacze. Szanujący się drapieżca dba o swoje łamacze.
Wydawałoby się, że weganizm to coś nowego, ale chyba na pewno.
Czy jest różnica między dietą dobrowolnego weganina z 21 wieku a dietą średniowiecznego bedaka = przymusowego jarosza, który siłą rzeczy mięsa, drobiu i jaj nie jadał?
A nie było jeszcze ziemniaków, a sałat nie znano, a woda nie przegotowana groziła zarazą…
Z roku na rok przybywa restauracji tego typu, tylko czy nie chodzi tu też o kolejne lobby, które kłami dorwało się do żłobu?
kwik
Nie wystarczyłoby. Błąd w rozumowaniu polega na tym, że (po pierwsze, drugir i trzecie) nie ma czegoś takiego jak dzienne zapotrzebowanie na kobalaminę. Zwyczajnie nie ma. Jest ono zróżnicowane w zależności od płci, wieku, chorób towarzyszących i/lub ich braku. Np. w ciąży wzrasta kilkunastokrotnie i jeśli kobieta nie chce urodzić (lub poronić) anemicznego idioty, to lepiej aby jednak zrezygnowała z brudnej wody i zaczęła się odżywiać.Najlepiej spożywając półtora sporego befsztyka wołowego dziennie bo wtedy pokryte jest zapotrzebowanie ciężarnej. Albo mocno substytuować. . I to niekonieczni najatńszą hydroxy- lecz lepiej metylo- lub cyjanokobalaminę.
W razie wystąpienia objawów niedoboru ne wystarczy połykać, trzeba wstrzykiwać domięśniowo i to sporo.
Problem z weganami i niedoborem kobalamin polega na tym, że w swej bezbrzeżnej arogancji i i ideolo-głupocie odżywiają się bez substytuowania i po dwóch latach twierdzą, że najwidoczniej nie muszą, bo czują się świetnie. Kobalaminy, jeśli nie są dostarczane z pożywieniem, to są mobilizowane z wątroby, gdzie znajduje się ich niezły magazyn. MOżE WYSTARCZYć NAWET DO TRZECH LAT. Niedobór pojawia się podstępnie, ale jak się pojawi (a wcześniej czy później się pojawić musi), to pozostawia w przypadku pecha trwałe kalectwo.
Ciekawi mnie szczególnie podejście wegan do karmienia piersią. Bo jak to, produkt mleczny pochodzenia zwierzęcego małemu weganinowi wciskać? W zasadie niedopuszczalne. Z drugiej strony wstrzykiwać oseskowi wit. B12 też jakoś nieprzysojnie. Bo zakładam, że kapsłek łykać nie będzie.
Acha, jeszcze jeden drobiazg. Zanim przybieży tutaj jakiś weganin i zacznie prawić, że jestem kretynem bo przecież są też rośliny zawierające kobalaminę – to napomnę, że analogi roślinne kobalaminy nie są przyswajane przez człowieka i dlatego zwie się je pseudo-witaminą B12.
Tu som:
https://academic.oup.com/jaoac/article-abstract/101/5/1308/5654086?redirectedFrom=fulltext
kwik
„Argument z kłów nic nie warty, bo Hominidy nie używają ich do zdobywanie pożywienia, a człowiek ma mniejsze niż szympans”
Jak to nie, skoro tak:
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/22944348/
Weganizm ma zaletę.
Inspiruje kulinarnie.
Bawię się teraz „wegańską” kuchnią. „Wegańską”, bo nie uśmiecha mi się produkcja mleka roślinnego i daję krowie. Ciasto buraczane i kapuśniak weszły na dobre do naszej kuchni wszystkożerców.
Zwierzęta niewątpliwie cierpią, wszystkie. Niewydojona krowa bardzo. Podobnie jak niewydojona matka. Wiem coś o tym.
kwik
„Argument z kłów nic nie warty, bo Hominidy nie używają ich do zdobywanie pożywienia, a człowiek ma mniejsze niż szympans”
Acha.To jeszcze musisz im chyba o tym zakomunikować:
Przyznam, że mnie to nawet nader zdziwiło.
@ telemach – chyba jednak przesadziłeś z zapotrzebowaniem ciężarnej na befsztyki, są przecież wybitnie roślinożerne małpy np. goryl albo dżelada, nie wiem skąd mają B12 (pewnie od bakterii jelitowych), ale chyba niewiele i jakoś im nie brakuje. Poza tym jeśli faktycznie zapasy B12 z wątroby starczają na parę lat, to przecież ciąża trwa krócej.
Tak jak uzależnienie od egzogennej witaminy C świadczy o naszej ewolucyjnej przeszłości w roli małpy owocożernej, tak uzależnienie od egzogennej B12 świadczy o naszej późniejszej przeszłości mięsożernej. Tego rodzaju defekty mogą się rozwinąć tylko przy nadmiarze tzw. witamin w pożywieniu. Tu się zgadzam.
Natomiast z tego, że kiedyś byliśmy uzależnieni od mięsa jeszcze nie wynika, że musimy albo powinniśmy się tego trzymać. Choć nawet odpowiednio suplementowany weganizm (z naciskiem na odpowiednio suplementowany) wydaje się mniej rozsądny niż spożywanie pełnowartościowych i lekkostrawnych bezkręgowców. Tymczasem populistyczny rząd Morawieckiego podniósł z 5% do 23% VAT za bezkręgowce morskie.
kwik
Z zapotrzebowaniem na witaminę B12 u ciężarnej/karmiącej bynajmniej nie przesadziłem. Półtora befsztyka wołowego pokrywa zapotrzebowanie dzienne (w przypadku łososia, trochę mniej, ale czy można radzić wszystkim ciężarnym siół i miasteczek obżeranie się łososiem, nie wiem). Tzn. pokrywałoby, gdyby 100% zawartej w befsztyku kobalaminy wchłaniało siŁ i zostało zużytkowane. Ale nie jest. Wiem, trudno uwierzyć, ale ja sobie tego nie wymyśliłem.
Naturalnie, że ciąża trwa krócej niż 4 lata, ale my tu rozróżnijmy jednak czy mówimy o zasobach wątrobowych osoby która nie będąc dietetycznie upośledzona ma permanentny dowóz niezbędnego egzogennego składnika, czy też o weganace lecącej na oparach. To chyba istotna różnica, nespa?
Natomiast Twoje wymagania w stosunku do rządu kierowanego przez zasłużonego historyka Morawieckiego Mateusza są moim zdaniem wygórowane. Trudno aby elektorat chłopski, w obliczu faktu, że suweren odżywia się głównie mięsem martwej świni, przerzucił się nagle na opłacalną hodowlę bezkręgowców morskich. Zaryzykowałbym nawet tezę, że wprawiłoby go (ten elektorat) takie posunięcie w konsternację, co mogłoby doprowadzić nawet do odwrócenia się jego (tego elektoratu) tyłem do rozdawców kolejnych emerytur i zwrócenia w stronę tradycyjnej partii chłopskiej, takiej jak np. PSL, w której najbardziej wyróżnia się medialnie chłop Michał Kamiński, który nie omieszkałby tego błędu bezlitośnie wykorzystać.
Andsolu, przepraszam, że robimy tu sobie wolną trybunę powoli dryftując w stronę prawdopodobnie przez autora niezamierzoną. Ale trudno się oprzeć. I za literówki również.
Dlaczego WP nie daje możliwości edycji komentarzy komentującym i poprawienia błędów popełnionych w ferworze – nie wiem. Uważam, że powinien.
@telemach: gdy za pewien czas skretynieję, będę nalegał, by komentatorzy trzymali się tematu (cokolwiek by miało to znaczyć) – i wtedy także blog skretynieje.
Być może ten i ów powie: „a wiedziałem, że tak to się skończy, kara boska kiedyś dosięga bezbożników”, ale chwilowo jest tu bezkarne rozhasanie i można wdawać się i w matematykę, i w ciepłe słowa dla Pogromcy Komuchów Mateuszka – o ile są ku temu przyczyny.
Z korektą własnych komentarzy masz rację, ale i tak jest lepiej niż miał św. pamięci Blox – tam i autor bloga nie miał dostępu do edycji komentarzy. Tutaj czasami poprawiam Twój przecinek, ale docinków nie tykam i na życzenie poprawię zawsze co trzeba.
Jest jeszcze sprawa powierzchni zwalnianej przez rezygnacje z hodowli zwierzat, no i te wszystkie cuda, ktorymi sie nadziewa braci mniejszych i ich wydzieliny. Rolny ziom opowiadal mi kontrole wiodacej firmy jogurtowej na silosie z mlekiem: probke pobierali w przytomnosci kontrolera, z tym ze wewnatrz kadzi wisialo specjalne dedykowane do probek wiadro 🙂
Hellk – weganie też nie mają lekko, w ich ulubionych kaszach pełno glifosatu.
Telemach – dobra, jak widzę befsztyki nie są wcale optymalnym źródłem B12, wątroba czy nawet małże z 23% VAT są dużo lepsze. Tak czy owak ponieważ B12 nie można przedawkować, to najlepiej zalecać przesadę w jej spożyciu.
Fragment reklamy(?), zasłyszany w radiu:
Babcia: Wnusiu, jak się cieszę, że przyjechałaś! Chodź, usmażę ci karkóweczkę!
Wnusia: Ależ babciu, ja jestem weganką!!!
Babcia: Dobrze, dobrze, usmażę ci na margarynie…
@nightwatch – nie mam zielonego pojęcia dlaczego WP wrzucił Twój komentarz do spamu. Może dla testowania mojej uwagi.
Na szczęście od czasu do czasu tam zaglądam i wyłowiłem go, ale wiem, że to nie to samo, bo ludzie nie wracają do dawniejszych komentarzy. Więc w imieniu własnym (oraz firmy, która ostatnio coraz intensywniej nalega, bym się rozszerzył i płacił) bardzo Cię przepraszam.
Ludzie nie wracają, ale osobnikom subskrybującym komentarze przez RSS może się zdarzyć.
Faktycznie jemy mięso rutynowo, bezmyślnie, wyłącznie dla smaku i wygody, bo rzeczywistej potrzeby już nie ma (przy odpowiednim suplementowaniu diety). A przy okazji zarazy mogliśmy się dowiedzieć w jak trudnych warunkach pracują ludzie w przemyśle mięsnym i jak łatwo zarażają się nawzajem. Pół biedy jeśli to wszystko jest uzasadnione ekonomicznie, ale już np. dopłaty do cen skupu żywca to czysta perwersja, tak jak subsydiowanie wydobycia węgla.
@andsol dziękuję, podejrzewałem że napisałem coś tak głupiego że sztuczna inteligencja postanowiła oszczędzić mi wstydu i schowała to w koszu.
W przetwórstwie owocowym zaiste wygląda to znacznie lepiej.
Zaiste.
https://www.independent.co.uk/news/health/coronavirus-meat-factory-outbreak-why-how-yorkshire-germany-a9575706.html
https://www.bbc.com/news/uk-wales-53255478
https://www.bbc.com/news/world-europe-53177628
https://edition.cnn.com/2020/06/27/health/meat-processing-plants-coronavirus-intl/index.html
https://www.newfoodmagazine.com/article/112889/coronavirus/
@kwik: tym razem WP zachował się przyzwoicie, nie wrzucił Twojego komentarza do spamu lecz wysłał mi powiadomienie, że muszę go zatwierdzić. No i w porządku, to godna pochwały czujność gdy jest jedno słowo i pięć linek 🙂
No to taki kwiatek, pochodzący z hiszpańskiego dziennika El Mundo:
Państwo – Maroko. Największym ogniskiem zarażeń coronawirusem (po odwołaniu stanu wyjątkowego) są dwie fabryki truskawek i innych owoców. Grograficznie region Larache – Rabat.
Chorobę zdiagnozowanu u 560 osób. Firma Frigodar zarejestrowała 457 przypadków. Firma Natberry 103.
To więcej niż 1/3 zatrudnionych.
Szczegóły na stronie dziennika:
https://www.elmundo.es/internacional/2020/06/20/5eedbc1121efa015228b45ee.html
@nowa: czyli czyli nie mięso ani owoce czy warzywa, a warunki pracy ludzi…
Jasne że nie mięso tylko specyficzne warunki pracy (chłód, wilgoć, zamknięty obieg powietrza, stanowiska pracy obok siebie), której na razie nie da się albo nie opłaca porządnie zmechanizować nawet w najbardziej rozwiniętych krajach. Inaczej niż w przypadku warzyw czy owoców.