Zębaty motyl

Mieszkając w dużym mieście nie widywałem takich stworzonek.

Zgodził się na fotografię, bo już był bardzo osłabiony. Co sobie pożyje to jego, ale długo to nie trwa.

Drugie ujęcie dla wiernego oddania jego wymiarów.

10 myśli na temat “Zębaty motyl

  1. Hyalophora cecropia. Gdzieś od Trumpa się zaplątała (bo to raczej samica).

  2. Zdecydowanie nie Hyalophora. Rotschildia sp., najpewniej R. jacobaeae.

    A płeć można poznać w tym wypadku po czułkach – u pawic obie płcie mają je pierzaste, ale u samców są dużo bardziej rozłożyste, u samic skromniejsze. Wiąże się to z ich funkcją – samce muszą jakoś wyczuwać z dużej odległości samicze feromony.
    Nie jest to jednak regułą w całym świecie motyli – czasem jest łatwo i samce mają czułki pierzaste, a samice nitkowate (na przykład u Peribatoides sp.), czasem jeszcze łatwiej, bo pomaga inny wygląd obu płci (np. u Diacrisia sannio czy różnych modraszków), a czasem płcie są identyczne i sprawę wyjaśnia dopiero zajrzenie w motyle miejsca intymne.

  3. @geigo: i moje podziękowania.

    Przy okazji, ta motyla (ta motyl?) skierowała mnie do czytanek w Sieci i widzę wiele niesamowitych rzeczy, np. jak motyle uczą ludzi robić lepsze panele słoneczne…

  4. Albo inspirują Brodskiego, a potem Barańczaka, byśmy mogli Ich Motyla zrozumieć:
    Motyl Brodskiego
    I
    Mam rzec, że jesteś martwy?
    Lecz żyłeś tylko
    dobę; smutne, motylku,
    są Stwórcy żarty!
    Słowo ”żyć” pusto brzmi,
    gdy kilka godzin
    dzieli śmierć od narodzin,
    i trudno mi
    w jednej daty granice,
    w ten dzień niedługi
    wtłoczyć jedno i drugie –
    i śmierć, i życie.

    II
    Bo dni są dla nas, żywych,
    niczym. I tyle:
    niczym. Dni nie przyszpili
    wzrok, by się żywić
    ich barwą: one mkną
    na swym tle białym
    niewidzialne, bez ciała,
    ulotne. Są
    jak ty: powiem inaczej –
    dzień, pomniejszony
    do trwania twej agonii,
    czyż wiele znaczy?

    III
    Mam rzec, że ciebie wcale
    nie ma? Lecz barwy
    z twych skrzydeł się nie starły:
    istnieją dalej,
    jak istniały. Kto im
    wciąż podpowiada,
    jak mają się układać?
    A ja, ze swym
    gliniastym, ciężkim słowem,
    z mową bezbarwną,
    jak mam dorównać farbom
    palety owej?

    IV
    Na twych rozwartych skrzydłach
    rzęsy, źrenice, –
    dziewice pięknolice,
    ptaki, straszydła?
    Czyja na tobie twarz
    sportretowana
    w przelocie? W cętkach, w plamach,
    jakimi trwasz
    martwymi naturami
    pośród żywiołów?
    Co w tobie tkwi: ryb połów?
    stół z owocami?

    V
    Może jesteś pejzażem?
    Może przez lupę
    dostrzegę w tobie grupę
    nimf, pląsy, plażę?
    Czy jasno tam jak w dzień?
    czy mroki nocne
    panują? Jakie słońce
    rozjaśni cień,
    gdy nad pejzażem wstanie?
    Jakie w nim chmury?
    I jakiej jest natury
    odwzorowaniem?

    VI
    Myślę, żeś jest zarazem
    i tym, i owym:
    gwiazdą, głębiną, głową,
    rzeczą, pejzażem.
    Jakiż to złotnik siadł
    i, brwi nie chmurząc,
    w tobie jak w miniaturze
    wyrył ten świat,
    gdzie wszystko oszałamia,
    zwodzi i przeczy,
    gdzieś tyś jest – myśl o rzeczy,
    a my – rzecz sama?

    VII
    Powiedz, czemu ten deseń
    dostał się tobie
    na jedną tylko dobę,
    skoro trwa przestrzeń,
    odbita w rtęci wód
    wiecznie i wiernie?
    Tak krótki jest twój termin,
    że skrzydeł cud
    daremny jest: tak rzadko
    trzepoczesz w dłoni
    lub umykasz pogoni
    zbieracza z siatką.

    VIII
    Nie powiesz mi niczego;
    lecz nie z przyczyny
    bojaźni ani winy,
    i nie dlatego,
    żeś martwy i żeś motyl.
    Żywe czy zmarłe
    każde stworzenie marne
    na znak wspólnoty
    głos ma od Boga dla
    brzmienia, znaczenia:
    dla przedłużenia mgnienia,
    minuty, dnia.

    IX
    Tobie – nikt nie wypłacił
    owej zaliczki.
    Lecz po cóż na nią liczyć?
    I z jakiej racji
    masz się znaleźć w rejestrze
    dłużników nieba?
    Nie smuć się: widać trzeba,
    abyś był jeszcze
    niemy, słaby i wczesny
    (ciężar słów – męczy):
    bardziej niż czas bezdźwięczny
    i bezcielesny.

    X
    Zbyt śmiertelny, by bać się,
    lekki, nieczuły,
    wzlatujesz nad kopułę
    klombu, tak właśnie,
    jakby ci uciec przyszło
    z zaduchu więzień,
    gdzie tkwią „było” i „będzie”,
    przeszłość i przyszłość;
    i kiedy lecisz w dal,
    nad kwiaty polne,
    jest tak, jak gdybyś formę
    powietrzu dał.

    XI
    Tak właśnie pióro czyni,
    mknąc po otwartych
    równinach śnieżnej karty,
    nie wiedząc, czyli
    z zapisywanych stron
    sens czy nonsens powstaje –
    ono się tylko zdaje
    na mądrą dłoń,
    dłoń, w której palcach nieme
    słowo pulsuje,
    nie pył z kwiatów zdejmując,
    lecz z ramion brzemię.

    XII
    Takie piękno, z tak bliską
    śmiercią złączone,
    orze czoło zmęczoną
    bruzdą domysłu:
    trudno dowieść jaskrawiej,
    że – przyjacielu –
    świat stworzono bez celu,
    a jeśli nawet,
    to cel nie w nas jest, bracie
    Entomologu,
    ale w światła i mroku
    wiecznym kieracie.

    XIII
    Pożegnać cię już, skoro
    giniesz z dniem razem?
    Są ludzie, których rozum
    pokrywa porost
    zapomnienia; lecz czy
    winni są sami?
    Wszak mają za plecami
    nie miękkich dni
    małżeńską pościel, i nie
    mrok snu bez rojeń,
    i nie przeszłość – lecz twoje
    skrzydła jedynie!

    XIV
    Tyś jest bardziej niż Niczym.
    A raczej: jesteś
    widoczniejszy i przez to
    bliższy. Lecz wliczam
    cię do Nicości krewnych.
    Twoja śmierć wczesna
    Ją właśnie ucieleśnia;
    dlatego pewnie
    jesteś w zamęcie dnia
    godzien choć słowa,
    ty – przejrzysta przesłona,
    co dzieli ”Nic” od “Ja”.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s