Mieszkając w dużym mieście nie widywałem takich stworzonek.
Zgodził się na fotografię, bo już był bardzo osłabiony. Co sobie pożyje to jego, ale długo to nie trwa.
Drugie ujęcie dla wiernego oddania jego wymiarów.
Zgodził się na fotografię, bo już był bardzo osłabiony. Co sobie pożyje to jego, ale długo to nie trwa.
Drugie ujęcie dla wiernego oddania jego wymiarów.
Wspaniały!
A na linijce to cale?
Hyalophora cecropia. Gdzieś od Trumpa się zaplątała (bo to raczej samica).
Czy ona wie jaka jest piękna? Tylko pytam!
@Juli: od strony motyla cale, z drugiej strony centymetry.
@Michał, a po czym poznaje się płeć? Żeby nie było nieporozumień: pytam o motyle.
Zdecydowanie nie Hyalophora. Rotschildia sp., najpewniej R. jacobaeae.
A płeć można poznać w tym wypadku po czułkach – u pawic obie płcie mają je pierzaste, ale u samców są dużo bardziej rozłożyste, u samic skromniejsze. Wiąże się to z ich funkcją – samce muszą jakoś wyczuwać z dużej odległości samicze feromony.
Nie jest to jednak regułą w całym świecie motyli – czasem jest łatwo i samce mają czułki pierzaste, a samice nitkowate (na przykład u Peribatoides sp.), czasem jeszcze łatwiej, bo pomaga inny wygląd obu płci (np. u Diacrisia sannio czy różnych modraszków), a czasem płcie są identyczne i sprawę wyjaśnia dopiero zajrzenie w motyle miejsca intymne.
geigo: dziękuję!
@geigo: i moje podziękowania.
Przy okazji, ta motyla (ta motyl?) skierowała mnie do czytanek w Sieci i widzę wiele niesamowitych rzeczy, np. jak motyle uczą ludzi robić lepsze panele słoneczne…
Albo inspirują Brodskiego, a potem Barańczaka, byśmy mogli Ich Motyla zrozumieć:
Motyl Brodskiego
I
Mam rzec, że jesteś martwy?
Lecz żyłeś tylko
dobę; smutne, motylku,
są Stwórcy żarty!
Słowo ”żyć” pusto brzmi,
gdy kilka godzin
dzieli śmierć od narodzin,
i trudno mi
w jednej daty granice,
w ten dzień niedługi
wtłoczyć jedno i drugie –
i śmierć, i życie.
II
Bo dni są dla nas, żywych,
niczym. I tyle:
niczym. Dni nie przyszpili
wzrok, by się żywić
ich barwą: one mkną
na swym tle białym
niewidzialne, bez ciała,
ulotne. Są
jak ty: powiem inaczej –
dzień, pomniejszony
do trwania twej agonii,
czyż wiele znaczy?
III
Mam rzec, że ciebie wcale
nie ma? Lecz barwy
z twych skrzydeł się nie starły:
istnieją dalej,
jak istniały. Kto im
wciąż podpowiada,
jak mają się układać?
A ja, ze swym
gliniastym, ciężkim słowem,
z mową bezbarwną,
jak mam dorównać farbom
palety owej?
IV
Na twych rozwartych skrzydłach
rzęsy, źrenice, –
dziewice pięknolice,
ptaki, straszydła?
Czyja na tobie twarz
sportretowana
w przelocie? W cętkach, w plamach,
jakimi trwasz
martwymi naturami
pośród żywiołów?
Co w tobie tkwi: ryb połów?
stół z owocami?
V
Może jesteś pejzażem?
Może przez lupę
dostrzegę w tobie grupę
nimf, pląsy, plażę?
Czy jasno tam jak w dzień?
czy mroki nocne
panują? Jakie słońce
rozjaśni cień,
gdy nad pejzażem wstanie?
Jakie w nim chmury?
I jakiej jest natury
odwzorowaniem?
VI
Myślę, żeś jest zarazem
i tym, i owym:
gwiazdą, głębiną, głową,
rzeczą, pejzażem.
Jakiż to złotnik siadł
i, brwi nie chmurząc,
w tobie jak w miniaturze
wyrył ten świat,
gdzie wszystko oszałamia,
zwodzi i przeczy,
gdzieś tyś jest – myśl o rzeczy,
a my – rzecz sama?
VII
Powiedz, czemu ten deseń
dostał się tobie
na jedną tylko dobę,
skoro trwa przestrzeń,
odbita w rtęci wód
wiecznie i wiernie?
Tak krótki jest twój termin,
że skrzydeł cud
daremny jest: tak rzadko
trzepoczesz w dłoni
lub umykasz pogoni
zbieracza z siatką.
VIII
Nie powiesz mi niczego;
lecz nie z przyczyny
bojaźni ani winy,
i nie dlatego,
żeś martwy i żeś motyl.
Żywe czy zmarłe
każde stworzenie marne
na znak wspólnoty
głos ma od Boga dla
brzmienia, znaczenia:
dla przedłużenia mgnienia,
minuty, dnia.
IX
Tobie – nikt nie wypłacił
owej zaliczki.
Lecz po cóż na nią liczyć?
I z jakiej racji
masz się znaleźć w rejestrze
dłużników nieba?
Nie smuć się: widać trzeba,
abyś był jeszcze
niemy, słaby i wczesny
(ciężar słów – męczy):
bardziej niż czas bezdźwięczny
i bezcielesny.
X
Zbyt śmiertelny, by bać się,
lekki, nieczuły,
wzlatujesz nad kopułę
klombu, tak właśnie,
jakby ci uciec przyszło
z zaduchu więzień,
gdzie tkwią „było” i „będzie”,
przeszłość i przyszłość;
i kiedy lecisz w dal,
nad kwiaty polne,
jest tak, jak gdybyś formę
powietrzu dał.
XI
Tak właśnie pióro czyni,
mknąc po otwartych
równinach śnieżnej karty,
nie wiedząc, czyli
z zapisywanych stron
sens czy nonsens powstaje –
ono się tylko zdaje
na mądrą dłoń,
dłoń, w której palcach nieme
słowo pulsuje,
nie pył z kwiatów zdejmując,
lecz z ramion brzemię.
XII
Takie piękno, z tak bliską
śmiercią złączone,
orze czoło zmęczoną
bruzdą domysłu:
trudno dowieść jaskrawiej,
że – przyjacielu –
świat stworzono bez celu,
a jeśli nawet,
to cel nie w nas jest, bracie
Entomologu,
ale w światła i mroku
wiecznym kieracie.
XIII
Pożegnać cię już, skoro
giniesz z dniem razem?
Są ludzie, których rozum
pokrywa porost
zapomnienia; lecz czy
winni są sami?
Wszak mają za plecami
nie miękkich dni
małżeńską pościel, i nie
mrok snu bez rojeń,
i nie przeszłość – lecz twoje
skrzydła jedynie!
XIV
Tyś jest bardziej niż Niczym.
A raczej: jesteś
widoczniejszy i przez to
bliższy. Lecz wliczam
cię do Nicości krewnych.
Twoja śmierć wczesna
Ją właśnie ucieleśnia;
dlatego pewnie
jesteś w zamęcie dnia
godzien choć słowa,
ty – przejrzysta przesłona,
co dzieli ”Nic” od “Ja”.