Wychowanie komputerowe

Najpierw było Lego. Skręcało mnie trochę patrząc na ceny, ale mój genialny boliwijski przyjaciel (który wkrótce wybył do Princeton) zmienił moje nastawienie jednym pytaniem. Patrzyłem na stos klocków jego syna i skomentowałem koszty, a jemu coś ironicznie błysnęło w oku i spytał: „a jaka jest pierwsza pensja dobrego inżyniera?”

Desktop był tylko jeden w domu, miał Linux zainstalowany na przywożonych w kawałkach z Paragwaju częściach hardware (przywoziło je pół-legalnym przemytem miliony Brazylijczyków, ale instalowali Chicago czyli Windows 95), więc chłopcy mieli dostęp nie tak często i siedząc na moich kolanach. Samemu do komputera trzeba by było dotrzeć utrzymując się solidnie w pozycji pionowej, a oni dopiero opanowywali tę sztukę. Ale bardzo szybko miałem drugi komputer, pierwszy stał się zwindowsowany i zaopatrznony w wiele gier firmy Humongous Entertainment.

Wyselekcjonowanie tych gier a nie śmiecia z bazukami, dominującymi dziecięce gry brazylijskie, wymagało trochę pracy – no i nie było łatwe, bo wtedy międzynarodowa karta kredytowa była wygraną w długim biegu o Prawo do Wydawania Pięniędzy w Innej Walucie – ale czego się nie robi wierząc, że to może być lepsze dla dzieci niż rycyna.

Śledzenie samochodzika Putt-Putt i Freddi Fish rozwijało rozumienie angielskiego (choć nie instrukcje a ich nieskończona cierpliwość odnajdywała właściwe miejsca i momenty na klikanie dla wygranej). I nie minęło wiele czasu nim oświadczyli: „chcemy robić gry komputerowe. Kup nam Game Maker”.

Aha, jeśli czytasz jeszcze i myślisz, że o to mi chodzi z „wychowaniem komputerowym”, proszę nie przeskakiwać etapów. Zaraz okaże się w czym rzecz, ale bez spoilerów.

Z czasem starszy rozwinął inne zainteresowania i już nie myśli o grach jako zawodzie, ale młodszy na informatyce, a potem robiąc master’s degree, choć nie miał wiele czasu na tworzenie, poradził sobie z wysyłaniem na międzynarodowe konkursy swoich gier – wśród tysięcy uczestników utrzymać się blisko pierwszej setki brzmi dobrze. Myślę, że tworząc apps na komórki i gry kiedyś może zrobić coś całkiem ciekawego.

Ale to starszy we wczorajszej rozmowie opowiedział mi o pewnym ich doświadczeniu z tymi grami. Rozmawialiśmy o eksperymentach w sztuce, o Oulipo, o utworze muzycznym Cage’a 4’33”, o pięciogodzinnym filmie ze śpiącym człowiekiem – i powiedział mi, że wtedy, nim Game Maker został sprzedany dużo większej firmie, miał w swoich zasobach wiele ciekawych eksperymentalnych gier. Jedna z nich nazywała się Execution.

Chłopcy otworzyli tę grę i pojawiła się postać (boneco, czyli lalka, jak on to ujął) przywiązana do słupa i jedyna rzecz, którą można było zrobić to strzelić do tarczy scentrowanej na jej piersi. Strzelili, postać umarła, gra skończyła się.

Załadowali ją ponownie, ale nici z tego. Pojawiła się ta sama postać martwa. Odinstalowali grę, potem cały pakiet, potem czyścili rejestry i ukryte pliki z Windows, ale nic się nie zmieniało. Martwy był martwy, informacja o jego śmierci była tak dobrze wpisana w HD, że nie było mowy o zaczęciu jeszcze raz gry.

Szukali innych posiadaczy Game Maker, ale oni mieli te same doświadczenia. Aż nadarzył się ktoś, kto powiedział im: „gdy zobaczyłem, że jedyne, co mogę zrobić, to strzelać, wyszedłem z gry. Zanim ekran oczyścił się, zobaczyłem tylko napis gratulacje”.

6 myśli na temat “Wychowanie komputerowe

  1. Podoba mi się pomysł z gratulacjami, ale to nagradzanie zastanej prawidłowej postawy, a nie kształtowanie takiej…

  2. Tak, to analiza bardzo na miejscu. Też bym wolał modyfikowanie zastanej sytuacji a nie wycenianie jej, ale na biezpticzu i Duda słowik. No i jednak ileś młodych osób skłoniło to do zastanowienia się…

  3. Trochę pomigoczę słowami:
    „Martwy był martwy, informacja o jego śmierci była tak dobrze wpisana w HD, że nie było mowy o zaczęciu jeszcze raz gry.”

    „ I zaczęła się sądowa epopeja, wskutek której RS był już cztery razy odłączany od żywienia i płynów i trzy razy podłączany z powrotem. W sprawę zaangażował się polski rząd, wyrabiając RS paszport dyplomatyczny, a dyspozycyjny wobec władz Sąd Okręgowy w Warszawie ubezwłasnowolnił RS.”

  4. @goldwarf: makabryczne, prawda? Byli już przerażający gdy igrali z tym, co zostało po Dmowskim. Przebijają poziomy barbarzyńskich obyczajów. Choć nie sądzę, by barbarzyńcy byli zdolni robić coś takiego.

    Gdy czytałem o tym, zastanawiało mnie kto, po ubezwłasnowolnieniu człowieka ze szpitalnego łóżka, został jego prawnym przedstawicielem. Skoro nie żona, to kto, matka, Ziobro czy ktoś z episkopatu?

  5. Aż się prosi o cud. Nie wiem jak w UK, ale u nas przy dużym zapotrzebowaniu cuda się zdarzają. W każdym razie to będzie wielki sukces, ktoś będzie triumfował na pewno (choć pewnie nie pacjent).
    Jak to możliwe że cała ta polityczna machina działa tym sprawniej im bardziej durny pomysł forsuje – czy musi to wejść w obszar absurdu tak daleko że rozsądek się wyłącza wszystkim po kolei?

  6. Wczoraj chciałem jeszcze pisać o K2 żenady, o głębinach mułu, rowach i dnie.
    Ale dzisiaj czytam ćwierkania niejakiej Godek i niejakiej Pawłowicz, sędziny tzw. TK i innych ***.
    Nie, nie osiągamy żadnego dna. To raczej zagadnienie matematyczne, nieskończoność liczb naturalnych. Każdego dnia możemy dodać przecież 1.
    Albo więcej komentarzy tych pań i panów.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s