Książka Dom nad rzeką Loes Mateusza Janiszewskiego wyszła już 7 lat temu, ale potrwało, nim ją wydobyłem ze sterty. Warto było. To pewna satysfakcja, że w tym jedynie lokalnie znanym języku pisane są relacje (to chyba właściwsze słowo niż „reportaż”) objaśniające lepiej niż artykuły z NYT czy z Guardiana daleki świat – Timor Wschodni, dokładniej pisząc – i ujawniając mało znane fakty o tym jak zachowywał się Kissinger czy JPII czy politycy dostający pokojową nagrodę Nobla czy błękitne berety czy przyjaźni dyplomaci Australii czy…
Ech, dużo gadać. Więc lepiej czytać. I samej/samemu dochodzić do swej opinii.
A czemu wierzę w rzetelność opisów autora? Nie wiem jak to uzasadnić. Kwestia stylu. Inaczej piszą ludzie mający zwroty „ja” czy „moja wizja” za najistotniejsze.