Ale teraz chcę wrzucić tu tylko parę słów o czytaniu Salley Vickers i napisanej dla tej serii „Where Three Roads Meet”. Była wydana w 2007 roku, temat to mit Edypa – ale przy okazji i Tejrezjasza.
Książki Salley Vickers czytam w takim porządku w jakim je pisała, ta jest piąta. Poprzednie imponują i zachwycają tak głębią myśli jak różnorodnością tematyki. We wszystkich jest sporo dotyku tak psychoanalizy jak i metafizyki, na co jestem uczulony. Ale u niej jakoś sobie z tym radzę. Z przyjemnością.
Myślę, że następnych sześć przyswoję sobie z równą przyjemnością, ale ta, napisana na zaproszenie idealizatora cyklu o mitach, jest inna. To była lektura bardziej z wierności niż z entuzjazmu, i zapisuję tu wyraz odczuć, a nie recenzję. Jako niekrytyk i nieliterat nie mam żadnej fachowej opinii, mówię o wrażeniu pewnej drętwości zamierzenia. Freud najpierw jest przedstawiony jak należy, potem wyraża opinie, które Freudowi przystaje wyrażać, podobnie jest i z Tejrezjaszem – ale jednak duży talent ujawnia się nawet pod przykryciem schematycznej serii i Vicker ma tu parę błysków pokazujących talent i jakość przemyśleń. Więc nie mam czasu lektury za źle użyty choćby z wdzięczności za jej interpretację okresu siedmiu lat profety gdy go bogowie zamienili w kobietę.
Proste, ale to w takiej pozornej prostocie ukrywa się genialność autorki. Mówiąc krótko i jasno: Tejrezjasz był uczniem w wyroczni delfickiej, ćwiczenia w wygłaszaniu proroctw trwały lata, a nauczyciele-kapłani nie tylko byli bezlitośni ale też wykorzystywali swoich uczniów. (Tak, można sobie wyobrazić, że greckie kulty miały takie ponure strony. Greckie). Skończył się okres pobierania nauk, zakończyła się jego kobiecość.
Z czasem zobaczę czy w kolejnych książkach interpretuje ona jakieś mity biblijne.