Opowiada on jak w 1964 roku zainteresował się książką i przy kremówce (z polskiej cukierni w South Kensington) od razu opadły go podejrzenia, szybko przeradzające się w pewność. Dziwna ortografia, brak geograficznych szczegółów sytuujących akcję w konkretnym miejscu – oraz historycznych, które powinny były zostać choćby wspomniane (jak np. najazd Francuzów na Walię w 1797 roku). A także brak nazwiska właściciela, zwanego Lordem, mieszkającego w thee Bigge House czy to, że autorka szła na mszę w Dni Pana czyli w niedziele 3 i 9 marca 1797 roku, w istocie piątek i czwartek. I wiele innych szczegółów.
W parę lat później przypomniał sobie książkę, napisał do wydawców z Countrywise Books i dostał potwierdzenie, że w istocie odkryli oni, że był to falsyfikat.
Ale ona sama wróciła do niego w 1972 roku gdy BBC 2 zrobiło na podstawie książki program tv. I tym razem pisanie listu nic nie dało, został on zignorowany, choć jego argumenty były zwalczane we wstępie do kolejnego wydania książki z 1980 r. Kolejne wydanie z 1981 r. miało już nazwę Anne Hughes, Her Boke. I sławione przez jakiegoś recenzenta za kilkadziesiąt przepisów kuchennych, z których jeden szczególnie – opisujący użycie w roku 1796 lemonek – powinien zwrócić uwagę jako too good to be true.
Więc hrabia Tolstoy opisał dzieje tych wydań (zestawiając z wielu innymi literackimi „pomyłkami” firmowanymi przez słynne pisma i wydawnictwa) i wydrukował ten opis jako The Diary of Nobody at All. Penguin, the BBC & Spurious Documentary w piśmie Encounter z maja 1982 r.
Ale jak wiadomo Encounter był wydawany za pieniądze CIA, więc prawdziwie postępowy świat literacki nie potrzebował przejmować się tym, co tam stało. I dzisiejszy czytelnik może mieć spore trudności z dotarciem do tego pisma, bo już było w Sieci, ale potem wybyło. To taka uboczna refleksja na temat Internetu, z którego nic nie ginie.
A świat idzie do przodu, gdy z tyłu ma finansowanie i nadzieję na odzyskanie wkładów. W tym wieku pojawiły się kolejne dwa wydania (z ilustracjami), audiobook oraz portal, na którym zainteresowani omawiają historyczne szczegóły tego dzieła.
No ale dlaczego drażni mnie to czy z lekka irytuje? Bawią się, niby dorośli ludzie, może czegoś im zbrakło w dzieciństwie. Ile takich dziwactw utrzymuje się na powierzchni życia – poszukiwania Pokemonów, historie o spacerach po jeziorze niejakiego Jezusa czy uwielbianie antyżydowskiego fanatyka Dmowskiego. Myślenie boli i rzadko jest oklaskiwane. I jeśli przez setki lat bezmyślność wygrywa, nie ma co oczekiwać, że w przewidywalnej przyszłości nastąpi tu odmiana.
Nie wiem jak to było w 18-tym wieku, ale w obecnym raczej poszliśmy w stronę pluralizmu i właściwie każdy może znaleźć taką wersję faktów jaka mu potrzebna, a Internet wszystko potwierdzi gdy się umiejętnie zada pytanie. I nawet jak ktoś wykona imponującą pracę, wymagającą lat gromadzenia wiedzy, i wykaże fałszerstwa i błędy to może liczyć co najwyżej że go nazwą zawistnym i podłym trolem który z braku własnych sukcesów pastwi się na innych.