Awantura u sąsiadów troszkę zdziwiła, bo zazwyczaj tak głośno rugał syna Pan Domu (z żoną załatwiał się krótko frazą „zamknij gębę”), ale tym razem krzyki były kobiece. Widząc moją minę żona wyjaśniła: „nie, ona nie wrzeszczy na chłopca, a na tego czarnego konia”.
A po paru chwilach dodała: „pamiętasz, że kiedyś przy płocie wyrywaliśmy chwasty, i gdy ich krowy podeszły rozmawiałam z nimi podsuwając im trawę? Wtedy ta kobieta skomentowała niby dla syna, ale tak głośno, żebym to usłyszała: po co ona gada, przecież zwierzęta nie rozumieją języka”.