Słynny kot

Siedem martwych i dziwnych języków, którymi włada, mogą wydawać się niedobrą inwestycją, ale gdy siadam w jego pokoju, który w nocy jest mu też sypialnią, nie odczuwam tego i nie widzę jego nieco wytartej marynarki (a nigdy go bez niej i bez kamizelki nie widziałem), bo widzę tylko jego mieniące się dziwnymi ognikami oczy gdy opowiada rzeczy, których nie ma w Internecie. Zaskoczył mnie też dziś, tym kotem. Wspomniałem, że zastanawia mnie ekonomiczne znaczenie 90 milionów kotów w Stanach Zjednoczonych, a on tylko lekko pokręcił głową.

– Ale pewien nieistniejący kot miał dużo większy wpływ na świat. Nie jest całkiem jasne kim był jego twórca. Mówiono o nim Syryjczyk, ale jego znajomość form literackich wskazuje na pochodzenie – a może tylko na wykształcenie – greckie. Musiał być zamożny, sądząc ze wspominanych w jego opowieściach imion gości. To dawało mu chyba pewną miarę ochrony za zbyt ostry język i niecodzienne pomysły, ale mimo tego w opowiadanych przez niego pełnych fantazji historyjkach nie odważał się mówić „widziałem, słyszałem”. Przypisywał wszystko rozmowom ze swoim kotem. Była tam mieszanka, coś jakby połączyć to, co mówili baron von Münchhausen i Jean-Jacques Rousseau. Poważne rozważania przeplatane opowieściami o ściąganiu ryb ludziom z kuchni. Słuchaczy to bawiło, a przełożeni szpiegów zapewne uznawali, że ciąganie po sądach za opowieści kota będzie zbyt dużym krokiem w kierunku śmieszności. No i uchodziło to Syryjczykowi na sucho, choć wiele było tam gorzkich słów o władzach okupacyjnych, o korupcji, o niechybnej karze za nią.

– Czy ktoś to spisywał?

– Tak, oczywiście, ale w kolejnych zapisach widoczny jest proces uszlachetniania opowiadającego. Zapominane są coraz częściej jego psikusy i wybryki, zapomina się, że Syryjczyk poprzedza wszystko wstępem „jak mój kot mówi” i opowieści ewoluują w stronę poważnej literatury.

– Zabawne, że nigdy nie słyszałem o tym kocie.

– Słyszałeś, i to nie raz.

– Niemożliwe, przecież bym to zapamiętał!

– Wręcz odwrotnie – uśmiechnął się mój rozmówca. – To niemożliwe, żebyś nigdy nie słyszał. – Wytrzymał przez parę chwil moje pytające spojrzenie i wreszcie dodał litościwie: – miał na imię Jezus.

3 myśli na temat “Słynny kot

  1. Zasada Kopernika w praktyce:
    Włamywacz ostrożnie zamknął za sobą drzwi, czujnie nadsłuchując rozglądał się po ciemnym pokoju. Już miał zaświecić miniaturową latarkę, gdy zmroził go chrapliwy głos:
    Jezus patrzy na ciebie z tyłu…
    Zamarł, powolutku rozejrzał się – nikogo nie widać, żadnego ruchu… Ostrożnie wysunął nogę do przodu…
    Jezus widzi twoje uczynki…
    Kto tu jest? Kto to mówi? – nie zapanował nad zdenerwowaniem. Chrapliwy głos odpowiedział spokojnie:
    Mojżesz powiada: Jezus obserwuje z tyłu wszystkie twoje uczynki…
    Spanikowany włamywacz, widząc, że chowanie się nie ma już sensu, zapalił światło. Na drążku nad telewizorem siedziała nieruchomo wielka papuga.
    Mojżesz cię ostrzegł…
    Cóż za idiota nazwał papugę Mojżeszem!!! – w okrzyku zabrzmiała zarówno wściekłość, jak ulga.
    Ten sam, który nazwał Jezusem swojego rottweilera – odpowiedziała papuga.

Dodaj komentarz