Taka ważna instytucja narodowa

1. Mimo głębi uczuć i odczuć dotyczących wojska, a żywych we mnie od dzieciństwa, chętnie bym przeczytał rzetelną relację o formowaniu Wojska Polskiego po odzyskaniu niepodległości. Odnajdowane artykuły mówią o dowódcach, jednostkach i jak one zanikały czy rozmywały się, ale przecież to nie były jednostki polskie, a austriackie, francuskie czy rosyjskie, złożone z Polaków.

Nie interesuje mnie jak Polak strzelał do Polaka ale pierwsze kroki logistyki, kwatermistrzowstwa, pieniędzy, które to poruszały. Całkiem skuteczny oddział partyzancki nawet dzisiaj potrafię sam zmontować (nie taka to sztuka kupą chłopa okraść pobliskie gospodarstwo a potem w lesie upiec barana i zalać go wódką), ale dostawa jadła, picia, koców, amunicji, transportu i wszelkiego sprzętu dla np. batalionu czyli z pół tysiąca ludu to całkiem inna sprawa.

2. Bo jednak oprócz NMP poważną rolę w zwalczeniu bolszewików w 1920 roku odegrało zwyczajne, a nieźle zorganizowane wojsko. I to był chyba ostatni moment w polskiej historii gdy istnienie wojska miało sens.

Późniejsze słynne działania w okolicy Cieszyna nie usprawiedliwiały jego istnienia, a do obrony przed inwazją komunistyczną wystarczał dobry Korpus Ochrony Pogranicza. Przed innym wrogiem chyba nie było obrony zbrojnej, nie tylko w Polsce, a politycznie wszystkie demokracje koncertowo spieprzyły sprawę, więc stało się co się stać mogło i niestety nastąpiło.

3. Okres wojny mogę pominąć, bo mimo nazwy nie było to wojsko w ścisłym sensie, choć majorów, pułkowników i generałów było u nas jak kotków we wdzięcznych pozach na popularnych blogach. A mówienie o tym co to było warte będzie miało sens za wiek albo i później.

4. Ludowe Wojsko Polskie było kompletnym absurdem, bo jedyny istotny nasz wróg w pełni nim zarządzał, chociaż lud uważał, że służba wojskowa dobrze robiła młodym ludziom, bo uczyli się myć nogi i uszy. Ale kto w peerelu jeździł tramwajami czy autobusami musiał się zastanowić czy wszyscy byli w wojsku i czy dostatecznie długo.

5. Potem przyszła niepodległość ale WP zostało tym, czym było. Oczywiście przykładu Kostaryki u nas się nie omawia, ale da się wyczuć, że bez WP, KRK i antysemityzmu Polska nie byłaby Polską. Chociaż niedawno, w tym miesiącu, czytałem artykuł o panu Zbigniewie Puzewiczu i jeśli jest prawdą, co o nim pisano, to jego pociski i jeden czy dwa wyspecjalizowane pułki zabezpieczałyby naszą wschodnią granicę przed ciekawymi pomysłami pana Putina.

Wierzyć w to czy nie? Przyznam, że to nie jest proste, bo po dwuletnim nierządzie Antoniego Macierewicza Rosjanie z pewnością znają z dokładnością do paru metrów usytuowanie każdej z wyrzutni takich pocisków. No ale gdyby nie było WP, to by nie było i jego ministra, więc może by nie miał czego im komunikować.

6. Tak czy inaczej WP istnieje i nie widzę Dobrej Zmiany, która by miała ambicję zamknięcia tego sklepiku. Nawet Razem może pyszczyć przeciw prezesom, ale generałów się nie tknie. Co więcej, nasze WP zrobiło się międzynarodowe i otworzyło swoją odmianę Legii Cudzoziemskiej, choć złożoną z bardzo swojskiego materiału.

I przeczytana książka o naszych oddziałach w Afganistanie skłoniła mnie do tego wpisu. Tak, wiem, Ostatni świadek Marcina Ogdowskiego to nie relacja dziennikarska a beletrystyka. Jednak wydaje mi się, że przekazuje więcej wiedzy o naszym wojsku i jego atmosferze, metodach i działaniach niż dziennikarskie relacje „z pola walki”.

Czytałem też recenzje, wytykające coś od strony literackiej – trzeba być specjalistą od pisania, żeby zrozumieć te zarzuty. Książka nadaje się albo nie nadaje się do czytania. Na przykład ostanio przeczytałem Człowieka w cieniu Eustachego Rylskiego i recenzje zgodnie podziwiają walory literackie dzieła, a ja jechałem po tekście jak po grudzie i tylko nadludzką dobrą wolą dojechałem do końca po dziwactwach stylu, szyku i montażu. A Ostatni świadek nie ma tych językowych złogów i jest bardzo wiarogodny. Myślę, że to jest właśnie tak w owych zaciężnych jednostkach, gdzie żołnierze giną w walce nie do wygrania, a dziennikarze, biurokraci i politycy walczą o order Złotego Szczura.

Polecam.

6 myśli na temat “Taka ważna instytucja narodowa

  1. Miałbym maleńką prośbę. O parę słów komentarza, może artykulik dla Studio po tekście prof.Łukasza A. Turskiego: Klęska nauczania matematyki i przedmiotów ścisłych w Polsce w XX wieku i co można z tym zrobić. Jeżeli można mieć prośbę.

  2. Taka sugestia bardzo zobowiązuje – do całkiem nieprostego działania. Ale skoro ktoś wierzy, że jestem właściwym odbiorcą sugestii, będę musiał zrobić co się da i może trochę więcej, a najpierw przeczytać i przemyśleć ów artykuł.

    W tej chwili, po pierwszym rzucie oka, niepokoi mnie w nim opieranie się na dobrze znanej wiedzy, że choroba zwana New Math przyszła z Francji (wiadomo, bourbakiści) i rozpanoszyła się bez sensu w USA. Lektura artykułów, które prof. Ralph A. Raimi wystawił na swojej witrynie mówi, że wersja ta, choć popularna, wcale nie jest tak bardzo bliska prawdy. On sam był on ważnym obserwatorem tej gry i wystarczy przeczytanie choćby jednego tekstu, zatytułowanego Brief Chronology and Dramatis Personae of The New Math, by zacząć podejrzewać, że wyśmiewano nie pewną reformę, a jej parodię.

    To tyle na początek tego trudnego opowiadanka.

  3. Eustachy Rylski?
    Co za koincydencja!
    A Bartłomieja Rylskiego znasz może?

    Przepraszam, że od rzeczy ale bardzo chciałem coż skomentować a na temat notki nie mam nic do powiedzenia z powodu, że się nie znam.

  4. A kto to, też twórca?

    Uwagą, że się nie znasz nie chcesz chyba sugerować, że ja się znam na wojsku. Ja tylko mam odczucia i poglądy. A że nie sympatyczne, to wina wojska, a nie moja.

  5. Ja w sprawie Bartłomieja Rylskiego. A w zasadzie to nawet niekoniecznie. Ostatnio przeczytałem o pewnej azjatyckiej manii. Ja wiem, wiem: u nas też były drzewka szczęścia, lucky bamboo (które nie były bambusami tylko dracenami) i wszelkie inne rośliny, które miały odstraszać (na przykład komary), albo przyciągać (zdrowie, pieniądze, powodzenie) – ale to było dawno i nie na taką skalę. I takie mam pytanie: czy nie można byłoby wylansować w Azji mody na posiadanie polskich polityków. Niekoniecznie nawet trzeba byłoby ich wsadzać do doniczek: mogliby siedzieć w przedpokoju. Albo w kuchni.

  6. Czyli okres wojny jeszcze przez pół wieku co najmniej trzeba pomijać? Szkoda, ale pewnie tak jest. Przez chwilę myślałem że to właśnie się stało, że politycy mimowolnie uruchomili program badań nad polską mitologią wojenną, ale wygląda że jednak nie, zostajemy przy tradycyjnym programie odstrzału jednostek słabych, chorych lub zwichrowanych na tyle żeby coś krytykować.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s