Ten tekst jest wyciągnięty z jaskini. Stanął przed 12 laty w Sieci (jako 60ty blok „Zdalnego kursu portugalskiego z wymową brazylijską”), w miejscu, do którego mogły docierać tysiące ale dotarło piętnaście do dwudziestu osób. Głównie dawni znajomi z zielonogórskiej drużyny Makusynów. Co tydzień pisałem tam coś nieco przydługiego, jak widać poniżej. Potem przyszły czasy blogów i pełną setkę owych wpisów zdjąłem. Tylko parę tamtych treści wykorzystałem później.
Jeśli jesteś jedną z tych kilkunastu osób, które to kiedyś czytały, nie źlij się, że znowu to wyciągam na wierzch. To po pierwsze. A po drugie, James Randi pozostał dla mnie wzorem dobrej i wartościowej roboty. Ale jak widać, nie jest on bez skazy.
Parę tygodni temu obiecałem podjąć trudny temat autentyczności cytatów. Zamierzam dziś spełnić obietnicę opowiadając taką sobie historyjkę. Nie ma ona porywających momentów, jest nieomal codzienna. Może dlatego nadaje się do zilustrowania problemu.
Problem nazywa się: „A skąd ja mam wiedzieć czy to prawda?”
Zacznę od jakiegoś złośliwego powiedzonka, które przed laty podsunął mi Paul i zachęcił do zgadywania autora. „Mark Twain”, strzeliłem. Próba była niezła, ale nie do przesady. Autorem był Ambrose Bierce.
Paul zdumiał się, że nigdy o nim nie słyszałem. Zalecił, bym szybko dokształcił się. Więc wkrótce nabyłem „Słownik diabła” (The Devil’s Dictionary) i zobaczyłem, że ktoś znający obu pisarzy też mógłby popełnić moją pomyłkę.
Żyli obaj w tym samym okresie (Bierce 1842 – 1914, Twain 1835 – 1910). Obaj bezlitośnie wykpiwali hipokryzję, bigoterię i bezmyślność swoich rodaków. Miałem jakieś podstawy do porównań, bo oprócz tzw. „młodzieżowych” powieści Twaina znałem też jego krótsze społeczne satyry; wdałem się wcześnie w te lektury gdy mój ojciec w szczecińskim radio zrobił słuchowisko oparte na opowiadaniu „Człowiek, który zdemoralizował Hadleyburg” i tomik „dorosłych” opowiadań leżał powszechnie dostępny na stole. (Może dlatego później średnio sobie ceniłem „Wizytę starszej pani” Dürrenmatta.)
Z powodu Bierce’a wróciłem do „Autobiografii” Twaina. Pomagała wczuć się lepiej w okres, ułatwiała szukanie podobieństw i różnic między obu autorami. Bez wątpienia życie wypróbowało ich obu bardzo boleśnie. Co do typu humoru i stylu, tak bym to przedstawił: szyderstwa Bierce’a mają językowe i filozoficzne ujęcie; drwiny Twaina są sytuacyjne lecz mimo ostrej krytyki społecznej często niosą wiele ciepła. Sądzę, że po paru miesiącach zdałbym u Paula test na odróżnienie autorstwa wielu tekstów wyjętych z utworów tych pisarzy.
Kolejna odsłona nastąpiła przed dwoma laty. Znalazłem w piśmie Skeptical Inquirer list od czytelnika:
Jak zdecydowany ateista oraz błyskotliwy literacki kpiarz Mark Twain zauważył odnosząc się do bigotów: „Wierzycie w książkę, która ma mówiące zwierzęta, czarowników i wiedźmy, demony, kije zamieniające się w węże, płonące krzewy, żywność spadającą z nieba, ludzi chodzących po wodzie, wszelkie rodzaje magicznych, absurdalnych i prymitywnych historii – i mówicie, że to my potrzebujemy pomocy?”
Autor listu podawał, że z zawodu jest magikiem. To wystarczało, by odszukać w Sieci jego adres elektroniczny i natychmiast wysłałem list pytający skąd wziął on ten cytat.
Podpisywanie się jako magik nie miało w sobie nic dziwnego, bowiem jednym z filarów pisma jest Słynny Magik. Dzięki swym zawodowym umiejętnościom potrafił on uzmysłowić sobie i dowieść zainteresowanym na czym polegają przeróżne (rzekomo) paranormalne sztuczki. Otoczony jest podziwem i wdzięcznością naukowców oraz odrazą i nienawiścią wykrzywiaczy łyżek, podróżników w czasie i Kirlianowych fotografów. Dzięki niemu słowo „magik” w kręgach wojujących sceptyków stało się nieomal synonimem „eksperta”.
Ale ów list zaniepokoił mnie z dwóch przyczyn. Po pierwsze, cytat był zbyt brutalny i przyciężki, by współgrać z całą twórczością Twaina. Nie przypominałem sobie, by kiedykolwiek Twain wyśmiewał się z elementów czyichś wierzeń, przeinaczając je w dodatku (Biblia nie mówi, że ludzie chodzą po wodzie. Oprócz Jezusa tylko Piotr próbował chodzić, ale miało zbraknąć mu oparcia w wierze). Atakował on niespójność wizji czy rozziew między teorią i praktyką. Łatwo wyobrażę sobie jaką by miał uciechę z wypowiedzi neochrześcijanina G.W.Busha zawierających w miłującym opakowaniu nienawistne treści. Ale było niepodobne do niego naigrywanie się z tekstów, które dopuszczały wiele znaczeń i interpretacji. Jako wielki pisarz umiał też czytać.
Po drugie, odebrałem jako kiks stwierdzenie o ateizmie Twaina. Wyraźnie jakiś wyznawca Kultu na Nie w pośpiechu wybrał niewłaściwego świętego dla Swojej Sprawy. Gdyby dotarł do końca jego „Autobiografii”, wstrzymałby się z ateistyczną kanonizacją po przeczytaniu zamykających książkę zdań, odnoszących się do śmierci córki Jean:
A teraz? Teraz Jean jest w grobie!
W grobie – o ile mogę wierzyć w to. Niech Bóg da odpoczynek jej słodkiemu duchowi!
Przemknęło mi przez myśl, że może był to inny przypadek utożsamienia tekstów Bierce’a i Twaina, ale to też było nieprawdopodobne. Owszem, Bierce wyraźnie zaznaczał swoje ateistyczne poglądy, ale w porównaniu z tym cytatem jego zwroty należały do innej warstwy, jeśli rozdzielać to poprzez klasę elegancji. Dobrym przykładem byłoby to jego wyrażenie:
Modlić się, czas., Prosić, by prawa wszechświata zostały unieważnione w interesie jednej proszącej a jawnie tego niegodnej osoby.
Przy okazji: podrzucam ten dowcip, ale nie dla głośnego rechotu. Śmieszek z lekkiej kpinki – owszem, w pełni należny. Ale jeśli chodzi o prawa fizyki i cudy, to przekonanie, że niemożliwe może się spełnić, miewało w historii ludzkości milsze konsekwencje niż głęboka wiara (wiara, podkreślam), że wszystko jest jak jest i dlatego nie może być inaczej. Ponadto, pamiętam, że pewien ksiądz profesor doktor (tak teologii jak i fizyki) wyjaśniał kiedyś w Centre du Dialogue u ojców Pallotynów (to takie miejsce w Paryżu, gdzie słuchało się po polsku) jak widzi te tematy, i choć nie nakłonił mnie do przyjęcia jego aksjomatów, to wykazał jasno, że można godzić spójnie i sensownie oba światy. Nie byłaby to może wykładnia łatwa do przyjęcia dla Ojca Rydzyka, ale publiczność na sali miała inny intelektualny wygląd.
Po paru dniach młody magik odpisał mi w nieco poplątany sposób. Nie napisał listu do redakcji a do jednego z wydawców i to prywatnie. A ten wydawca wydrukował to. Ale magik nie pamiętał co on napisał i nie czytał pisma, bo go nie czytuje, i nie zamierzał przeczytać, bo go to nie interesowało. I nie pamiętał cytatu z Twaina a także może nie umiałby odnaleźć źródła, bo tak książki jak i Internet są pełne cytatów z Twaina, więc bardzo mu przykro ale mi nie pomoże.
Mój kolejny list podał cytat in extenso. Obfitość cytatów z Twaina w książkach i w Sieci skomentowałem uwagą, że nawet ja potrafiłbym je wytwarzać. Tym razem czekałem krócej na odpowiedź. Nie mówiła ona o źródłach ale o tym co Twain jako ateista chciał powiedzieć i że on, magik, miał za strasznie głupich ludzi co „pomimo gór przeciwnych dowodów współczesnej nauki” ciągle wierzyli w życie po śmierci.
Wyglądało na to, że dawne radzieckie techniki rozpraw z religią (pałką, towarzyszu, pałką) przyjęły się gdzieniegdzie w kanadyjskim klimacie. Postanowiłem wrócić do Sieci, mając już robocze podejrzenia. Były poprawne: to witryna Słynnego Magika przypisywała cytat Twainowi mówiąc: „Oto inny klejnot z Marka Twaina, zwracającego się do niektórych co bębnią o Biblii”. Więc kolejny emejl poszedł do Słynnego Magika.
Odpisał szybko i treściwie: „Jaki cytat?”. Tu mnie zaskoczył. Często ludzie nie radząc sobie z opracowaniem graficznym witryny internetowej zatrudniają fachowców – i jeśli autor witryny nie wie, że mu po niej biegają pieski oraz błyskają kolorowe ogniki to pół biedy. Ale nie znać tak ostrego zwrotu wstawionego prawie na wejściu do własnej witryny …
Podałem mu cytat. Kolejna szybka odpowiedź: „Postaram się znaleźć dla pana to źródło.” I to by było na tyle na następne dwa lata.
Trzecia odsłona nastąpiła, bo Sieć bardzo się rozwija. Przeszukiwarki też. Gdy przed paru miesiącami wróciłem z cytatem do gugla, odkryłem cudowne powielenie się zwrotu. Wszedł do przelicznych kolekcji cytatów, zazwyczaj przypisywany Twainowi (choć raz za autora jest uznany niejaki Jon Stoll). Lecz pojawiło się coś wyglądające na prawdziwe źródło. Niejaki Dan Barker, były misjonarz a później wręcz odwrotnie, wydał w 1992 roku książkę „Tracąc wiarę w wiarę: od kaznodziei do ateisty”. Chyba stamtąd na podbój świata wyruszył rzeczony tekst.
Nie sprawdzę czy w książce tak on wyraża własne poglądy (co inne urywki książki mocno sugerują) czy przypisuje komuś te zwroty. Nie sprawdzę, bo nie kupię książki. Ani tej, ani owej, którą mógłby napisać na początku swojej kariery; jej dwie przeciwstawne części mają wiele wspólnego: w lewo czy w prawo, ale musi on być na podium, żarliwie nawołując zgromadzonych, by uwierzyli w to, w co on aktualnie wierzy.
Powiadomiłem Słynnego Magika o moim podejrzeniu. Może zajrzy na swoją witrynę i zdecyduje się zmodyfikować ją. A może mnie oleje.
Nie atakuję go. Lubię jego wyrażenie „Fakty rzadko wchodzą w drogę wierze”. I szanuję jego wysiłek, by czysto i rzeczowo oddzielić nieznane od głupot. Ale mógłby uważniej przepisywać cytaty.
Na koniec, gdyby kogoś zaciekawiły ścieżki przetarte przez ów cytat, podaję jego brzmienie w oryginale.
You believe in a book that has talking animals, wizards, witches, demons, sticks turning into snakes, burning bushes, food falling from the sky, people walking on water, and all sorts of magical, absurd and primitive stories, and you say that we are the ones that need help?
A ja w tym czasie z przyjemnością przyglądnę się prawdziwemu cytatowi z Twaina, który ma jego elegancję i dobry humor:
Etykieta wymaga, byśmy podziwiali ludzką rasę.
Ech, ta cholerna etykieta!!!
Nie można by było tej etykiety zdrapać, albo chociaż zakleić?
Ten piękny, w swoim intelektualnym przekazie, blogowy wpis należy upowszechniać wśród mas. Może medytacja nad nim pobudzi zaspałe umysły omamione „internetową rewolucją”, to znaczy powszechnością opinii (m. in.), że jak jest w Internecie, to tak było! A, jak nic o tym w Internecie nie ma, to z palca wyssane!
W skanowanych przez google’a ksiazkach (dawny projekt google-books) mozna wyszukiwac slow i wg tego w ksiazce Dana Barkera jest cos podobnego do powyzszego cytatu, choc niedokladnie: jedyne miejsce w ktorym wystepuje slowo ‚wizard’ jest w zdaniu „[..] that language variations stem from the tower of Babel; that Moses had a magic wand; that the Nile turned to blood; that a stick turned into a snake; that witches, wizards, and sorcerers really exist; that food rained from the sky for forty years [… dalszy ciag listy cudow …]. If you believe these stories, then you are the one with the problem, not me” (str. 215). To samo w wiszacym w Sieci jego artykule z 2002 r. ).
Oczywiscie mozliwe ze dokladny cytat jest z innej ksiazki Barkera lub z jego wykladu na ten sam temat, albo ze Dan Barker tez cytowal, czy parafrazowal, kogos innego (tytul jego ksiazki z 2010, The Christian Delusion, moze wskazywac na taka tendencje).
W kazdym razie cytat, w formie w ktorej go podales, figuruje w ksiazce pt The Quotable Atheist: Ammunition for Nonbelievers, Political Junkies, Gadflies, and Those Generally Hell-Bound z 2006 r i tam jest przypisany Bakerowi, choc znow bez podania zrodla.
Podziw bierze jak pewne liski są pracowite. I cieszy mnie, że właściwie skierowałem podejrzenia (nie zachowałem notatek co mnie do nich skłoniło).
Pojęcie wektora pokazuje jak niewiele trzeba dla takich zdumiewających konwersji: można zachować długość i kierunek, wystarczy tylko zmienić zwrot i z płomiennego misjonarza masz gorącego antyklerykała. Albo na odwrót, z grzesznika – świętoszka.
diatryba – dlaczego chcesz dokuczać masom?